Artur Gac: Jak odbierasz to, co wydarzyło się w piątek w walce wieczoru gali KSW? Czy jesteś w gronie osób, które są wręcz zszokowane tym, jak Mariusz Pudzianowski rozprawił się z Michałem Materlą, czy też brałeś pod uwagę, że zwycięstwo "Pudziana" jest realne? Tomasz Drwal: - Sport taki jest, generalnie sporty walki. Oprócz tego, że trzeba mieć umiejętności, to też musisz mieć szczęście. I nieraz w historii były takie pojedynki, gdy z góry byli wskazani wygrani, a tymczasem ci skazani na porażkę jakimś cudem wygrywali. Rozumiem, z tego co powiedziałeś, że wygraną "Pudziana" nad Materlą postrzegasz w kategoriach swoistego cudu? - Może Michał się tego nie spodziewał, że Mariusz zaczepi go takim hakiem, ale nie wiem, czy to cud... Co by nie mówić o Pudzianowskim, to na pewno nie można mu odmówić tego, że jest uparty i trenuje. Czy się go lubi, czy nie, to nie brakuje mu zaparcia, a jak sam mówi "cierpliwy to i kamień ugotuje". Pojedynek w pewnym sensie był też wyrównany, bo obaj są już wiekowi z doświadczeniem. Mariusz brak umiejętności nadrobił swoją masą oraz siłą i tak wyszło. Ja od dłuższego czasu już nie jestem w tym sporcie i nie śledzę wszystkiego, właśnie przez to, co się zaczęło dziać, czyli z powodu freakowych walk. Spadła jakość tego wszystkiego. Prawdziwy wojownik z krwi i kości już odchodzi do lamusa. Teraz musisz "youtube’ować" i robić różne, dziwne rzeczy, a nie liczy się przede wszystkim to, co robisz na sali. Najważniejsze, jak wyglądasz w internecie. Zwracasz uwagę generalnie na trend, że aby być wielce pożądanym zawodnikiem, same umiejętności sportowe już się nie bronią? - No nie. Dlatego ja właściwie kompletnie przestałem to śledzić. Z tego powodu nie oglądałem całego KSW, natomiast zobaczyłem wycinek nokautu Pudzianowskiego. I dla mnie było szokiem, że to wydarzyło się w pierwszej rundzie, i to już tak szybko. Zakładałem, że pewnie obaj byli już podmęczeni, ale nic takiego i Mariusz, można powiedzieć, wziął go z zaskoczenia. Powiedziałeś już, że należy mieć respekt i uznanie dla tego, co robi Pudzianowski, wszak sporty walki nie są jego naturalnym środowiskiem, ale od kilkunastu lat sumiennie stara się rozwijać i przemeblował swój organizm na inną wytrzymałość i kondycję niż potrzebował tego w zawodach strongmanów. Natomiast swoisty paradoks jest taki, że "Pudzian" starzeje się w tym sporcie wolno i w wieku 45 lat ma młodzieńczą werwę, bo widzi, że ciągle robi postępy i przesuwa swoje granice. Natomiast tacy zawodnicy, jak Materla, już mocno schodzą ze swojego najwyższego poziomu, a wtedy znacząco zmienia się mentalność i podejście. - Przypomnę, że był taki zawodnik Brock Lesnar, któremu też nie dawali specjalnie dużych szans, a został mistrzem świata UFC w wadze ciężkiej. Ale zgadzam się z tym, co powiedziałeś, że Michał już przestał się rozwijać i trochę opada, a Pudzianowski pod względem technicznym dalej idzie do góry, do tego ma siłę i masę. Tyle że tutaj też była straszna różnica w kilogramach. Więc jakby nie było, to też freakowe zestawienie. Nie wiem, czy dla mnie ten cios Mariusza byłby widoczny. Sam niedawno walczyłem i też się zastanawiałem, dlaczego nie widziałem ciosu Czecha, którym mnie ogłuszył. Może to jest starość, po prostu. Po 40-tce już nie ma takiej reakcji jak w wieku 25 lat. A "Pudzian", nawet przy jego masie i gdyby cios był wolny, jednak jest mocny. Po tym, co powiedziałeś, ciekawe jakby dzisiejsza głowa Tomka Drwala, a nie tego w sile wieku, zareagowała na taką "bombę", która - dodajmy - była też bardzo precyzyjna. Mówiąc kolokwialnie, był to mocny strzał w punkt. - Słuchaj, na pewno nie zareagowałaby inaczej niż głowa Michała. A jakby nie, to może bym wystał, ale byłbym naruszony tak, że gdyby ruszył i poprawił, to też mogłoby się tak skończył. Co tu dużo mówić, przyjmowanie takich ciosów na głowę nie jest niczym dobrym. Mając w pamięci ten świeży kontekst zwycięstwa Mariusza nad Michałem, jak zapatrujesz się na starcie Pudzianowskiego z Chalidowem? To wydaje się być w najbliższym czasie wielce prawdopodobne, zresztą obaj już powiedzieli "tak". Mamed dziś już też jest na prostej schyłkowej, zatem wieszczyłbyś jeszcze większą sensację? - Może by tak było, choć to mnie nie emocjonuje. Wydaje mi się, co jest drugim dnem tego wszystkiego, że ci goście nie potrafią sobie znaleźć innego sposobu na życie. I po prostu muszą to robić. No kur**, za przeproszeniem, kiedy zrobią miejsce tym młodym, nabitym naturalnym testosteronem 20-kilkulatkom? Już my mieliśmy trudno, ale teraz, ci młodzi, mają jeszcze trudniej. Jak chcemy postawić tę dyscyplinę na nogi, serwując te wszystkie freakowe zestawienia? Ja patrzę na to wszystko już przez pryzmat rodzica, bo mam małe dzieci, dwie córki. I teraz chcesz wychowywać dzieciaki w przekonaniu, że trzeba trenować, dobrze się uczyć i popracować, żeby coś w życiu mieć, a one zaraz ci powiedzą: "tato, ale po co ja mam pracować, jak pokażę pół tyłka w internecie, kogoś zwyzywam, będę miała lajki i będę sławna". A to jest dopiero początek... To wszystko już się zaczynało, gdy jeszcze ja walczyłem, ale wtedy było to głównie głupie gadanie przed walkami. A teraz widzisz, do czego doszło? Zwłaszcza przy tych freakach. To jest promowanie zepsucia młodzieży. I uważam, że na to powinna być odpowiednia ustawa. Po prostu. Rozumiem, że tu zwracasz uwagę na federacje freak fightowe, bo typowe MMA jeszcze trzymają pewien poziom. - Tak, ale zestawienie zawodnika ważącego 130 kg z rywalem, który na co dzień waży 90 kg, to już nie jest sport. To też jest "frikowisko", nawet jeśli jeden i drugi coś potrafią. Nie powinno tak być. Pudzianowski powinien dostawać zawodnika w swojej wadze i o podobnych umiejętnościach. A to wszystko też jest robione ewidentnie na sprzedaż, na hajs, itd... Dziś wszyscy są zaskoczeni takim zakończeniem walki, ale trzeba brać pod uwagę, że Pudzianowski mimo wszystko już nie jest tylko klocem, który trzyma i przenosi. On też umie przytrzymać w parterze, potrafi obalić i ma do tego jakąś siłę. Materla jest już drugim kompletnym zawodnikiem, który przegrał z Pudzianowskim, po Łukaszu "Jurasie" Jurkowskim. Obaj chłopaki moim zdaniem trochę zatrzymali się mentalnie, a do tego pewnie go zlekceważyli, a "Pudzian" powoli, jak ta ciuchcia, prze do przodu, trenuje i robi swoje, nie patrząc na innych. A jeśli na rozkładzie Mariusza pojawi się trzeci zawodnik, i będzie nim Mamed, to już w ogóle... Ale nie powiem jednoznacznie, że to by była sensacja. Sam wiem po sobie, że przychodzi taki czas, gdy trzeba sobie powiedzieć "basta". Ale żeby sobie powiedzieć koniec, to trzeba mieć pomysł na siebie. W przeciwnym razie dalej "orasz", tylko że w tym wieku już nie jesteś w stanie trenować z takim efektem, jak dwadzieścia lat wcześniej. No chyba, że jesteś Pudzianowskim, masz te swoje "soki z gumijagód", itd... Mariusz pisze swoją historię, ale jeszcze nie wiadomo, jak ona się skończy. Wieszczysz jakiś upadek "Pudziana"? - No nie wiem, nikt nie wie. Wiem na pewno, że jest bardzo zafiksowany na trenowanie. Nie ma własnej rodziny, nie ma dzieci, co też ma wielkie znaczenie w trakcie kariery. Bo gdy już masz pociechy, wtedy zaczyna się większa odpowiedzialność, a tak to jesteś skupiony na sobie. Jedynie, co cię obchodzi, to dobrze wykonany trening, dobrze zjeść i dalej iść do przodu. Niektórzy zawodnicy też przyznają, że pojawienie się dzieci niejako "stępia" ich wojowniczy charakter. - No jasne. Przecież już nie da się cały czas żyć walką. Trzeba wysłać małego do przedszkola, kupić i zmienić pieluchy, zrobić obiad, a przy tym dbać o odpowiednie środki na to wszystko. Jak masz rano iść na trening, a nie przespałeś pół nocy, bo dziecku wychodził ząb, to oczywiste, że odbije się na twojej dyspozycji. A nie każdego stać na nianię i taki układ, żeby w okresie przed walką spać poza domem. A twoje pociechy ile mają lat? - Osiem i sześć. Właśnie zakupiliśmy uprząż na wspinaczkę i będziemy się "bawić". Dziś trzeba żyć swoim życiem, a nie cudzym, dlatego niespecjalnie interesuję się walkami. Ja swoje już przeżyłem, wystarczy mi emocji, nerwów i wszystkiego, co było z tym związane. Rozmawiał Artur Gac