Głośny był "rozwód" Francisa Ngannou z federacją UFC. W trakcie swojej barwnej kariery zdążył stoczyć w niej 20 pojedynków, z czego 17 zakończyło się jego zwycięstwami. Niedługo po odejściu podpisał kontrakt z federacją PFL, a ekscytacji z tego faktu nie ukrywał jej prezes, Donn Davis. Pod koniec października mający kameruńsko-francuskie korzenie zawodnik zadebiutował w boksie z nie byle jakim rywalem. 37-latek zmierzył się z Tysonem Furym, dla którego miał to być "sparing" przed hitową walką z Ołeksandrem Usykiem. Walka obrała jednak nieoczekiwany obrót, a Ngannou posłał nawet Brytyjczyka na deski. Fury wytrwał napór rywala, choć mocno odczuł siłę jego potężnych ciosów. Wygrał na punkty, choć werdykt został określony mianem mocno kontrowersyjnego. Ngannou wyglądał na rozczarowanego, bo wiedział, że równie dobrze to on mógł zostać ogłoszony zwycięzcą. Przed nim jednak wciąż debiut w federacji PFL. Ngannou i Wilder podekscytowani wizją pojedynku w MMA Pierwszą walkę w nowej federacji Francis Ngannou ma stoczyć w drugiej połowie 2024 roku. Debiut został odroczony w czasie z uwagi na pojedynek z Furym. Wówczas wyraził on chęć do walki z byłym mistrzem świata federacji WBC - Deontayem Wilderem. Chciałby zmierzyć się z nim w formule MMA. Temat zainteresował prezesa PFL - Donna Daviesa. W programie "The MMA Hour" przedstawił on plan na doprowadzenie do konfrontacji dwóch zawodników. Szanse na to określił jako "całkiem realne". Davies podkreślił, że w walce z Tysonem Furym Francis Ngannou udowodnił, że nie straszne mu są konfrontacje z potężnymi rywalami nawet na zasadach boksu. Zdradził również, że walka miałaby się odbyć w formule mieszanej - rundy w boksie i mma. Wilder od jakiegoś czasu rozpoczął już treningi MMA i deklarował, że chciałby spróbować swoich sił w czymś innym, niż boks.