Porażający nokaut w walce Mameda Chalidowa. Kibice łapali się za głowy. "Wooooooow! Co to było?!"
Mamed Chalidow stoczył trzy walki ze Scottem Askhamem w relatywnie bardzo krótkim czasie, rozpoczynając trylogię w grudniu 2019 roku, a kończąc ją w czerwcu zeszłego roku, za każdym razem na galach z cyklu KSW. Mający polskie obywatelstwo wojownik z Czeczeni zaczął od porażki, ale to, co zrobił w rewanżu, przeszło najśmielsze oczekiwania. Nokaut, zaserwowany przez weterana, to był absolutny creme de la creme dla kibiców MMA.
Każda historia kiedyś ma swój koniec. 44-letni Mamed Chalidow już także dobija do sportowego brzegu, upływający czas jest bezwzględny dla każdego. Również tego zawodnika, który przez lata, wespół z Mariuszem Pudzianowskim, nosił na plecach nie tylko popularność KSW, ale także miał gigantyczny udział w promocji tego sport, a zatem i rozkwit całego MMA w kraju nad Wisłą.
Mamed Chalidow - Scott Askham. Nokaut, który przeszedł do historii KSW
Co bardziej wprawni fani tej młodej dyscypliny doceniali kunszt walki Chalidowa, który opanował tak wiele technik, iż zawsze był w stanie wymyślić nieszablonowe zakończenie walki. A gdy bywał w opresjach, istniało duże prawdopodobieństwo, że zdoła wyjść z tarapatów. Nie zawsze to mu się jednak udawało, doszły także potężne problemy natury mentalnej, w efekcie czego ostatnie lata wcale nie były usłane różami.
Dość powiedzieć, że od marca 2018 roku Chalidow częściej opuszczał klatkę pokonany (cztery razy) niż w glorii zwycięzcy (trzy triumfy). Nigdy jednak nie unikał dużych wyzwań, które napędzały go sportowo. I tak samo będzie w starciu z Adrianem Bartosińskim (kat 84kg), które będzie miało rangę walki wieczoru na gali szczególnej, bo KSW 100 już w najbliższą sobotę w Gliwicach.
Na tą okoliczność kibice "odgrzebują" najpiękniejsze wspomnienia związane z polsko-czeczeńskim zawodnikiem i bez dwóch zdań na myśl od razu przychodzą wydarzenia z października 2020 roku. Mamed był po porażce z Askhamem, przegrywając z tym rosłym przeciwnikiem na kartach wszystkich sędziów po pojedynku na pełnym dystansie trzech rund.
A mając świeżo w pamięci, że dwukrotnie z rzędu przegrywał z Tomaszem Narkunem, znalazł się w trudnym położeniu. Jednak to, co zrobił w rewanżowej konfrontacji z Askhamem, przeszło najśmielsze oczekiwania. Pojedynek rozstrzygnął się w spektakularny sposób już w pierwszej rundzie, a konkretnie w 36. sekundzie.
W pewnej chwili, niepostrzeżenie, Chalidow wystrzelił fenomenalnym kopnięciem na głowę Askhama. Tak zwane latające kopnięcie, niczym zdetonowana bomba, od razu ścięło z nóg Anglika. Mamed jeszcze zdążył doskoczyć i posłać trzy szybkie uderzenia, zanim sędzia Tomasz Bronder wkroczył pomiędzy i chroniąc zdrowie oszołomionego przeciwnika przerwał pojedynek.
- Wooooooow! Co to było?! Jedyny i niepowtarzalny - zachwycali się do spółki komentatorzy gali, Łukasz "Juras" Jurkowski i Andrzej Janisz, a w hali zapanowała istna feta.