Jasno można było stwierdzić, że w Londynie kibice mieli okazję oglądać "polską" walkę wieczoru. Weteran sceny największej organizacji MMA na świecie Marcin Tybura skrzyżował rękawice z odkryciem ostatnich lat Tomem Aspinallem, który pochodzi z polskiej rodziny. Aspinall wrócił do klatki po dokładnie 364 dniach przerwy. Niemalże rok temu na bliźniaczo podobnej gali w Londynie już w 15 sekundzie walki z Curtisem Blaydesem doznał poważnego urazu kolana. Teraz wrócił po długiej rehabilitacji i rekonwalescencji. Zawodnika z Wysp można w Polsce widywać również przy okazji walk najdłużej panującego w historii mistrza KSW Phila De Friesa. Mający polskie korzenie wojownik trenuje z czempionem KSW i jest w jego narożniku. Teraz sytuacja była odwrotna, w kornerze można było zobaczyć "F-11". Potworny mord w rodzinie "Króla Cyganów". Sprawca zabójstwa kuzyna Tysona Fury'ego zdemaskowany. Dożywocie? Jako pierwszy do klatki wyszedł "Tybur", który jest zdecydowanie bardziej doświadczonym zawodnikiem od oponenta. Do starcia z Aspinallem przystępował z passą dwóch zwycięstw. Polak długo utrzymuje się w czołówce wagi ciężkiej UFC, lecz trudno przebić mu się do ścisłego szczytu rankingu. Na osiem ostatnich pojedynków Tybura przegrał tylko jedną. UFC w Londynie: Marcin Tybura znokautowany Wejściu Aspinalla do klatki towarzyszył głośny doping zgromadzonych na hali kibiców. Brytyjczyk wyróżnia się faktem, iż wszystkie jego pojedynki kończą się przed czasem. Nigdy nie wyszedł do trzeciej rundy, a starcie z Biało-Czerwonym zakontraktowane było na pięć rund. Starcie od razu było bardzo elektryzujące. W pierwszych sekundach reprezentant gospodarzy ruszył z szarżą na Polaka, ale ten odpowiedział kontrą. Ruchy Marcina Tybury były chaotyczne, a Aspinall trafił mocnym prawym prostym i podłączył zawodnika z Uniejowa. "Tybur" padł na matę, a Brytyjczyk dokończył dzieła. Biało-Czerwony był bezradny, a sędzia przerwał pojedynek.