Dla Łukasza Brzeskiego był to już szósty występ w klatce amerykańskiego giganta. Polaka przed pojedynkiem określano jako zdecydowanego underdoga, choć on sam bardzo wierzył w swoje umiejętności. "Obóz wyjątkowo ciężki. Trafiło się parę kontuzji, parę potknięć, ale finalnie jestem w bardzo dobrej formie. (...) Jestem pewny swego i wygranej" - mówił w programie Koloseum na antenie Polsatu Sport (cytat za: "mmarocks.pl"). Niestety w drodze do pojedynku nie obyło się bez komplikacji. Początkowo nasz rodak miał skonfrontować się Tallisonem Teixeirą, lecz Brazylijczyk podczas przygotowań nabawił się urazu. Włodarze UFC szybko znaleźli godne i zarazem niekorzystne dla "Biało-Czerwonego" zastępstwo. Do klatki wraz z 32-latkiem wszedł Kennedy Nzechukwu. "Jest mańkutem i miałem mało czasu na przygotowanie się do walki z kimś, kto bije się z odwrotnej pozycji, ale myślę, że zrobiłem, co mogłem i rezultat będzie świetny" - komentował roszadę doświadczony zawodnik. Łukasz Brzeski znokautowany na UFC 310. Po prostu koszmar, już 1-5 za oceanem Rówieśnik Polaka od samego początku walczył bardzo mądrze, Łukasz Brzeski starał się z kolei odpowiadać na jego ciosy. Aż w końcówce pierwszej rundy wydarzył się dla sportowca z Poronina ogromny dramat. Wystarczyło, że delikatnie się odsłonił, a Nigeryjczyk potężnym uderzeniem ściął go z nóg. Kennedy Nzechukwu następnie szybko rzucił się na leżącego "Biało-Czerwonego", dopełniając dzieła zniszczenia z góry. Do sygnału oznaczającego koniec pierwszej rundy zabrakło zaledwie dziesięciu sekund. "Pierwsza walka, pierwszy finisz" - podsumowało nagranie oficjalne europejskie konto UFC w serwisie X. Pojedynek otwierał UFC 310, które odbyło się w Las Vegas. Łukasz Brzeski po przegranej legitymuje się niekorzystnym bilansem 1-5 za oceanem i dalsza przygoda z amerykańskim gigantem stoi obecnie pod sporym znakiem zapytania.