Mały Nick przyszedł na świat 17 marca 1986 roku. Wychowywała go samotna matka. Stacey Newell nie miała w życiu łatwo, dlatego nie chciała traktować syna jak niepełnosprawnego. Dla niej niczym nie różnił się od rówieśników, chociaż jego lewe przedramię wyrastało jedynie kilka centymetrów poza staw łokciowy. Gdy ktoś litował się nad chłopcem i chciał mu pomóc zawiązać sznurowadło lub podać towar z półki w supermarkecie, Stacey interweniowała: "Zostaw, niech zrobi to sam. Nie będziesz mu pomagać przez następnych 20 lat". Brutalne? Kiedy widzi się z boku taki obrazek, pewnie tak, ale w dłuższej perspektywie stanowcza postawa matki okazała się dla Nicka zbawienna. Chłopak nie użalał się nad sobą, starał się żyć jak inni koledzy ze szkoły. Uwielbiał sport, grał w piłkę nożną (co jeszcze można sobie wyobrazić), a także w koszykówkę i baseball. W szkole średniej odkrył zapasy i tak zaczęła się jego droga w sportach walki. Początek był słaby. Wygrał tylko 8 z 30 walk, ale szybko robił postępy. W kolejnych sezonach zanotował bilans 115-23 i awansował do elity zapaśniczej w swojej kategorii wiekowej w regionie. Także na studiach dobrze sobie radził w rywalizacji z pełnosprawnymi zapaśnikami. Przez dwa sezony był nawet kapitanem zapaśniczej drużyny Western New England University. W akademiku mieszkał w jednym pokoju z Brianem Myersem, znanym bardziej jako Curt Hawkins, który zrobił zawrotną karierę jako profesjonalny zapaśnik w organizacji WWE. Studenci przesiadywali przed telewizorem i oglądali sporty walki. Brian pokazał kiedyś współlokatorowi program o wschodzących talentach MMA. "Pomyślałem, że to jest to, i postanowiłem zapisać się do klubu" - wspominał po latach Nick. Do MMA przylgnęła łatka sportu brutalnego, dlatego matka Nicka nie była zachwycona wyborem syna, ale stanęła za nim murem. Podobnie Andrew Calandrelli z klubu Ultimate MMA w North Haven, który doprowadził Newella do brązowego pasa w brazylijskim jiu-jitsu. "W naszym klubie nikt nie traktował Nicka jak niepełnosprawnego. Jak tylko ktoś spróbował, to obrywał od niego na macie" - podkreśla Calandrelli. Newell stoczył tylko kilka walk w amatorskim MMA. W czerwcu 2009 roku zadebiutował w gronie zawodowców. Początkowo traktowano go jako ciekawostkę, dziwadło w oktagonie, które z sobie tylko znanych powodów staje do walki z pełnosprawnymi przeciwnikami. To tylko nakręcało Nicka i mobilizowało do jeszcze cięższej pracy na treningach. Wygrał kilka walk z rzędu, głównie w pierwszej rundzie, i szybko z lokalnej atrakcji zaczął wyrastać na nieźle zapowiadającego się zawodnika MMA i ulubieńca mediów. W maju tego roku, mając na koncie nieskazitelny bilans i dziewięć wygranych pojedynków, Nick stanął przed wyborem organizacji, dla której będzie walczył. W grę wchodziły Bellator i World Series of Fighting - czołowi gracze na rynku, oczywiście poza ligą mistrzów w świecie MMA, czyli UFC. Wybór padł na WSoF. Debiut Newella podczas gali nowego pracodawcy miał miejsce 10 sierpnia i wypadł okazale. Już w pierwszej rundzie pokonał Keona Caldwella, który wcześniej przegrał tylko jedną z dziesięciu walk. Zwycięstwo dało Nickowi miejsce w czteroosobowym turnieju, który wyłoni mistrza WSoF w wadze lekkiej. Oprócz Newella o pas powalczą Dan Lauzon, Justin Gaethje i Gesias Cavalcante. Dla chłopaka marzącego o kontrakcie z UFC turniej będzie dobrym testem i kolejną szansą, by pokazać światu, że sportowo zasługuje na miejsce w najlepszej organizacji MMA na świecie. Sceptycznie o podpisaniu umowy z niepełnosprawnym zawodnikiem wypowiada się szef UFC, Dana White. "W UFC jest ciężko z dwoma rękami, a co dopiero z jedną? Poza tym powiedzcie mi, z kim on walczył? Kogo pokonał? Dzieciak ma talent, ma serce do walki, ale nie chcę - i nikt z was też nie chce - żeby coś mu się stało" - mówił ostatnio White dziennikarzom. Na razie w oktagonie krzywda dzieje się rywalom Nicka, ale chcąc poważnie myśleć o UFC, będzie musiał pokonać zawodników ze znacznie wyższej niż dotąd półki. Wtedy być może White zmieni zdanie. Zwolennicy występów Newella w UFC przypominają też, że nie tak dawno szef organizacji nie wyobrażał sobie kobiet na jego galach, a dzisiaj Ronda Rousey jest jedną z gwiazd i mistrzynią kierowanej przez niego federacji. Nick nie tylko krok po kroku zmierza do zaspokojenia swoich sportowych ambicji i zdobywa coraz większe uznanie w świecie MMA. Chce też być wzorem dla niepełnosprawnych sportowców na całym świecie, takim jak dla niego był baseballista bez prawej dłoni Jim Abbott. Dlatego Newell jeździ po USA, prowadzi seminaria, spotyka się z dziećmi, a także weteranami wojennymi, okaleczonymi na polu bitwy. Pisze o sobie, że jest nie tylko zawodnikiem MMA, ale i motywatorem. "Ludzie widzą, że mam jedną sprawną rękę i na tej podstawie mnie oceniają. Nie widzą tego, co mam w sercu. Tego się nie da zobaczyć i ocenić na pierwszy rzut oka, a wierzcie mi, ja będę walczył do upadłego w oktagonie o swoje marzenia. Nigdy nie rezygnujcie z postawionego celu tylko dlatego, że wydaje się za trudny. Nie ma rzeczy niemożliwych, jak ktoś jest odpowiednio zdeterminowany, to osiągnie, co tylko chce" - przekonuje Nick. Ktoś powie, że to "płytka gadka", ale Newell dowodzi swoich racji w walce i pokazuje, ile satysfakcji może przynieść ciężka praca połączona z odpowiednio nastrojoną psychiką. Autor: Dariusz Jaroń