Gala na Manhattanie zakończyła się kilka minut po północy czasu amerykańskiego, a więc formalnie zahaczyła także o dzień absolutnie szczególny. To właśnie 12 listopada 1993 roku odbyło się pierwsze widowisko sportowe pod marką UFC, a zwycięzcą został Royce Gracie, który także brał aktywny udział przy promocji tego święta sportu dla fanów mieszanych sztuk walki. Polak spełnił marzenie. Mateusz Rębecki wygrał w klatce UFC i "kupił" publiczność Impreza ruszyła o godzinie 18:00 czasu lokalnego i arena szybko zaczęła wypełniać się fanami, choć także w Ameryce scenariusz jest dokładnie taki sam, jak znany nam z gal w Polsce oraz w innych miejscach na świecie. Kibice nie od razu tłumie zasiedli na trybunach, a przybywało ich wraz z rosnącą rangą kolejnych pojedynków. Mateusz Rębecki, czyli jedyny Polak na karcie wydarzenia, pod tym względem już mógł zacierać ręce, choć formalnie wystąpił przed bardziej znanymi zawodnikami, na tak zwanej karcie wstępnej. Niemniej nasz wojownik, który bardzo efektownie pokonał Roosevelta Robertsa tzw. balachą w pierwszej rundzie, przekonał się na własnej skórze, jak niesamowicie niesie obecność kilkunastu tysięcy fanów. 31-letni Polak spełnił swoje marzenie o występie w Madison Square Garden i wiedział, że warto o tym powiedzieć zebranym fanom podczas krótkiego wywiadu prosto z oktagonu, zaraz po zakończeniu pojedynku. Po tych słowach "Chińczyk" otrzymał wielki aplauz i jeszcze bardziej mógł poczuć klimat "mekki boksu", nazywanej przez innych - między innymi Joannę Jędrzejczyk, co wybrzmiało w wywiadzie dla Interii, mekką także dla innych sportów walki. W momencie, gdy nastały decydujące konfrontacje, obiekt wypełnił się praktycznie do ostatniego miejsca. Doping najbardziej niósł się pod adresem Amerykanina Matta Frevoli oraz po jednym bohaterze obu najważniejszych pojedynków gali: Toma Asphinalla i Aleksa Pereiry. Natomiast warto zwrócić uwagę na wcześniejsze wydarzenia, z walki Azera Nazima Sadykowa z Rosjaninem Wiaczesławem Borszczewem. Pokonując drogę od szatni do klatki wojownicy niespecjalnie wzbudzali emocje, ale po pierwszej rundzie, w której roiło się od fajerwerków, tłum wstał i podziękował im gromkimi brawami. UFC 295: Wyniki walk. Zobacz, kto wygrał swoje pojedynki Donald Trump przyćmił wszystkich. Były prezydent USA skradł show w Madison Square Garden Punktualnie o godzinie 22 sportowcy niespodziewanie zeszli na dalszy plan, bo oto nagle w szpalerze, który dotąd przemierzali wyłącznie sportowcy, wyłonił się Donald Trump. Były prezydent Stanów Zjednoczonych jest nowojorczykiem, to jest jego miasto, a nieopodal MSG mieści się okazały 202-metrowy wieżowiec "Trump Tower" zlokalizowany przy Piątej Alei. 77-latek obecnie znajduje się w niemałych tarapatach, przed nowojorskim sądem walczy z oskarżeniem o fałszowanie oświadczeń majątkowych, a przecież został także objęty śledztwem w sprawie szturmu jego zwolenników na Kapitol. Zdaniem wielu, jako polityk, jest w tej chwili skompromitowany i już nigdy nie powinien piastować najwyższych funkcji w państwie. Trump ma jednak także miliony zagorzałych zwolenników, dlatego planuje ubiegać się o ponowną prezydenturę. Jak wynika z nowego sondażu portalu ABC News - popiera go niewiele mniej obywateli Stanów Zjednoczonych niż obecnie urzędującego Joe Bidena. Z kolei najnowszy sondaż CNN pokazuje, że Trump na rok przed wyborami nieznacznie prowadzi wśród zarejestrowanych wyborców (49 proc. Trump, 45 proc. Biden). I właśnie rzeczony Trump, wiwatując do tłumu, zaczął kierować swoje kroki w okolice oktagonu. Towarzyszyli mu niedawno zwolniony z Fox News konserwatywny dziennikarz i pisarz Tucker Carlson oraz muzyk Kid Rock, który jest zagorzałym zwolennikiem Partii Republikańskiej. Wielką czwórkę dopełnił szef UFC, Dana White. Najbardziej uderzające było to, jak bardzo żywiołowo - choć oczywiście nie wszyscy - tłum zareagował na widok Trumpa. Właściwie można zaryzykować opinię, bez pomiaru poziomu decybeli, że tego wieczoru nikt nie miał cieplejszego powitania. A zaraz po burzy braw poniosło się głośne skandowanie: "U-S-A, U-S-A". Pokazywany w oku kamery Trump był wyraźnie zadowolony, uniesioną ręką pozdrawiał swoich zwolenników, a z niektórymi pozował do pamiątkowych zdjęć. Temat byłego pierwszego obywatela Stanów Zjednoczonych jeszcze powracał, ilekroć jego postać była pokazywana na ogromnym telebimie podwieszonym na środku dachu, ale końcówka gali należała już do jej najważniejszych bohaterów w wymiarze sportowym. Najpierw Anglik Tom Aspinall, wojownik mający polską żonę, w spektakularnym stylu znokautował Rosjanina Siergieja Pawlowicza. Już w pierwszej rundzie 30-latek przycelował przeciwnika ciosem na skroń, którym go zupełnie zamroczył. Pawlowicz padł na matę oktagonu, a Aspinall doskoczył i wyprowadził serię kolejnych ciosów młotkowych na głowę, które bezkarnie spadały bez odpowiedzi. Sędzia musiał podjąć jedyną słuszną decyzję i przerwał starcie, którego stawką był tymczasowy tytuł mistrza UFC w wadze ciężkiej. Dla Anglika była to siódma wygrana w ósmej walce dla UFC, a sobotnia została odniesiona ekspresowo, bowiem potrzebował tylko nieco ponad jedną minutę. Na deser fani mogli delektować się walką wieczoru, która początkowo przebiegała z lekkim wskazaniem na mającego bardzo pokraczny styl Jiriego Prochazki. Czech zaczął górować nad Aleksem Pereirą, byłym pogromcą Jana Błachowicza, w płaszczyźnie bokserskiej i miał go już zagonionego do narożnika, a nawet "podłączonego", ale Brazylijczyk fantastycznie odwrócił losy starcia. W drugiej rundzie skontrował Prochazkę przy siatce prawym i lewym sierpowym, a następnie dopełnił dzieła zniszczenia. Wygrana przez techniczny nokaut zapewniła Brazylijczykowi pełnoprawny tytuł mistrza w kategorii półciężkiej. To jego drugi mistrzowski pas w UFC, wcześniej "Poatan" był czempionem kat. średniej. Artur Gac, Nowy Jork