Jan Błachowicz wrócił do klatki UFC po siedmiu miesiącach przerwy. Wcześniejsze starcie Polaka z Magomedem Ankalajewem zakończyło się... remisem. "Cieszyński Książę" tym samym był bardzo blisko powrotu na tron kategorii półciężkiej. Teraz starcie Polaka z Alexem Pereirą uznane było za eliminator do kolejnej walki o pas mistrzowski, choć Początkowo zastanawiano się nawet, czy nie powiesić trofeum na szali wspomnianego boju. Dla Brazylijczyka był to debiut w wyższej dywizji. Do UFC wdarł się przebojem, zadebiutował już w swojej piątej zawodowej walce, a dwa pojedynki później dostał walkę o pas mistrzowski. Wszystko dlatego, że ówczesny czempion Israel Adesanya miał zatargi z "Poatanem" z czasów kariery kickbokserskiej. Pereira tym samym z rekordem 7-1 został mistrzem amerykańskiej organizacji, choć w rewanżu Nigeryjczyk odebrał mu tytuł z powrotem. Rywal odgraża się Janowi Błachowiczowi. Ostra deklaracja tuż przed walką Warto dodać, że w przeszłości "Cieszyński Książę" nieraz odprawiał zawodników z kategorii średniej. Tak było m.in. przy starciach z Rockholdem, Andersonem oraz wspomnianym Adesanyą. Przed rozpoczęciem walki Biało-Czerwonego z reprezentantem Kraju Kawy ekspertom trudno wskazać faworyta. Starcie zakontraktowano na trzy rundy po pięć minut. Jan Błachowicz podszedł do umiejętności stójkowych rywala z dużym respektem i od razu poszedł po obalenie. Dojście do nóg było niedokładne, Pereira złapał Polaka w gilotynę i stopniowo odbierał tlen naszemu zawodnikowi. Zawodnicy przenieśli się pod siatkę, gdzie Biało-Czerwony sprowadził Brazylijczyka i od razu wszedł za plecy, zapiął duszenie, ale nie zmusił początkowo "Poatana" do poddania się. Mimo wszystko przez długi czas miał dominującą pozycję, w której szukał skończenia. UFC 291: Jan Błachowicz- Alex Pereira Pereira dotrwał do drugiego starcia, a pierwszą odsłonę sędziowie z pewnością zapisali na konto "Cieszyńskiego Księcia". Drugą panowie zaczęli nieco spokojniej Polak musiał uważać na mordercze ciosy Brazylijczyka, który wywierał minimalną presję, ale to Błachowicz wszedł idealnie w tempo w biodra rywala i ponownie go obalił. "Poatan" po minucie zdołał jednak wstać. W końcówce drugiej rundy Polak wyglądał na zdecydowanie bardziej zmęczonego i wolniejszego w wymianach stójkowych. Reprezentant Kraju Kawy spychał zawodnika z Cieszyna i polował na nokaut, to były bardzo trudne chwile polskiego wojownika. Ta gala zapisze się w historii. Aż siedem zakończeń przed czasem Ostatecznie przyszedł czas na ostatnie decydujące starcie. Panowie przez całą odsłonę wymieniali się uprzejmościami w stójce. Biało-Czerwony mimo bardzo głębokiego oddechu starał się odpowiadać seriami ciosów. Na 40 sekund przed gongiem Błachowicz dokonał przełomowego ruchu w całej walce i ponownie sprowadził Pereirę na plecy, choć nie zadał mu żadnych obrażeń. Koniec końców batalia dotrwała końcowego sygnału, a o zwycięzcy zadecydowali sędziowie. Decyzja arbitrów była niejednogłośna. Dwóch sędziów punktowało 29-28 na korzyść Alexa Pereiry i jeden 29-28 dla Jana Błachowicza. Niestety jako triumfatora wskazano Brazylijczyka.