Po wygranej 13 kwietnia 2018 r. walce z Peterem Grahamem "Różal" skończył karierę, co ogłosił 1 marca tego roku. Teraz nie ukrywa, że nosi się z zamiarem jej wznowienia. - Intensywnie trenuję, bo trwają rozmowy (odnośnie przyszłych walk). Jeśli wszystko fajnie się podopina, to przyszły rok będzie obfitował w fajne emocje - podkreśla Różalski. Co ciekawe, możliwe jest, że Marcin wystąpi na gali Fame MMA. Stawia jednak pewne warunki. - Jeżeli gala Fame MMA będzie galą w pełni sportową, do czego dąży i nie będzie na niej żadnych "freaków" (freak-fightów), to z chęcią w niej zawalczę, a jeśli daliby meganazwisko przeciwnika, to byłoby wspaniale - tłumaczy wojownik z Płocka. - Wielu zawodników się kręci wokół Fame MMA - Grzesiu Szulakowski, Marcin Wrzosek, Romek Szymański, Radek Paczuski. Przy udziale tych wszystkich zawodników można zorganizować sportową galę! - dowodzi. Różalski poruszył też wątek finansowy, który jest największą bolączką przy dopinaniu tego typu gal. - Fajne jest to, że Fame MMA, jako jedna z nielicznych federacji w Polsce płaci tak duże pieniądze swoim zawodnikom. Pod tym względem zawstydza federacje czysto sportowe. To jest piękne, to szanowanie zawodników - mówi z uznaniem. Skomentował też zestawienie finałowej walki na Fame MMA 5, podczas której Marcin Najman znokautował internetowego celebrytę Piotra Witczaka już w pierwszej rundzie. - "Bonus" (Witczak) zrobił fajną robotę i należy mu się za to szacunek. Schudł kilkadziesiąt kilogramów, odstawił wszelkiego rodzaju głupoty i nie robi żadnych debilnych rzeczy, z których był znany. Ma kobietę, ma dziecko i bardzo fajnie się rozwija sportowo, ale jego przeciwnik ma większe doświadczenie. Najman jest bardziej obity - oceniał i nie krył, że trzymał kciuki za Witczaka, ale spodziewał się wygranej Najmana. MiKi