Na gali UFC Fight Night 168 w Auckland Kowalkiewicz przegrała z Xiaonan Yan. Rywalka rozbiła Polkę, choć nasza zawodniczka dotrwała do końca walki. Z powodu kontuzji oka, jaką odniosła w pierwszej rundzie, nie była w stanie się przeciwstawić. - Byłam w rewelacyjnej formie. Nigdy w życiu tak dobrze się nie czułam. Bardzo boli to, że nie mogłam tego pokazać. Od drugiej minuty nie byłam zdolna do walki. Nie miałam o tym pojęcia. Myślałam, że dostałam palec w oko i nie chciałam być mięczakiem. Chciałam dotrwać do końca. Miałam nadzieję, że normalne widzenie wróci - powiedziała Polka w rozmowie z portalem inthecage.pl - Często podczas sparingów, gdy dostajemy palucha w oko, przez chwilę widzimy gorzej, trochę poboli, ale po minucie, dwóch, trzech to mija. Myślałam, że też tak będzie w tym przypadku. Niestety okazało się to dużo bardziej poważne - dodała. Polka przybliżyła też, jak doszło do urazu. - To było uderzenie pięścią. Nie był to bardzo mocny cios. Myślałam, że dostałam palec w oko, a to było po prostu uderzenie. To był szczęśliwy cios. Rozbiła mnie, ale nie dlatego, że byłam źle przygotowana. Po prostu nie byłam zdolna do walki. Polka była bardzo zadowolona, że udało jej się wrócić do kraju. - Cieszę się, że udało się wrócić do Polski. Gdybym tam została i była operowana, to musiałabym siedzieć jeszcze miesiąc. Fajnie, że lekarze zezwolili na lot. Trwał on ponad dobę, ale minął bezproblemowo. Dla Kowalkiewicz była to czwarta z rzędu porażka w UFC. Zdradziła jednak, że nadal widzi się w tej organizacji i co najważniejsze, widzą ją tam też włodarze. - Na UFC nie mogę narzekać. Zapłacili za całe leczenie. Cały czas był ze mną ktoś z ekipy UFC. Teraz muszę zdawać relację, jak wygląda leczenie. Matchmaker Mick Maynard dopytuje się o stan mojego zdrowia. Mówi, żebym dała sobie czas i spokojnie się wyleczyła, a miejsce w organizacji będzie na mnie czekało. MP