Mistrz bez litości w hicie. Polak huknął jak z armaty. Mistrzowska wygrana
Sebastian Przybysz po raz kolejny udowodnił, że zasługuje na miano mistrza wagi koguciej KSW. Choć jego rywalem w ostatniej chwili został Marcelo Morrelli, przez co nie miał wiele czasu na rozpracowanie rywala. "Sebić" zachował zimną krew i po trudnym początku zakończył pojedynek w efektownym stylu. Polak najpierw posłał przeciwnika na deski, a chwilę później zmusił go do poddania duszeniem zza pleców. Reprezentant Gdyni tym samym zachował swój pas czempiona KSW.

Sebastian Przybysz ponownie stanął do obrony pasa mistrzowskiego w wadze koguciej. Jego rywalem został Marcelo Morrelli - zawodnik, który do zestawienia wskoczył w ostatniej chwili, zastępując pierwotnego przeciwnika mistrza, Oleksieja Poliszczuka. Ukrainiec nie wypełnił limitu wagowego i nie mógł przystąpić do walki mistrzowskiej.
Dla "Sebicia" była to kolejna okazja, by potwierdzić swoją dominację w kategorii i udowodnić, że nadal należy do absolutnej czołówki KSW. Mimo krótkiego czasu na przygotowanie się pod nowego przeciwnika, wyglądał na w pełni skoncentrowanego i gotowego na każde scenariusze w klatce.
Morrelli natomiast stanął przed ogromnym wyzwaniem. Wenezuelczyk, choć nie miał za sobą pełnego okresu przygotowawczego, przyleciał do Polski z jasnym celem - zaskoczyć faworyta i zapisać swoje nazwisko na kartach historii organizacji. Warto wspomnieć, że walka o pas "spadła mu z nieba". Najpierw miał się mierzyć z Islam Djabrailovem, zastępując Zirko Jojuę, a później uratował co-main event gali w Trójmieście.
Zaplanowana na pięć rund batalia rozpoczęła się bardzo spokojnie. Morrelli dał znać, że ma bardzo luźny i nieszablonowy styl. Już w drugiej rundzie mogło dojść do sporej niespodzianki, kiedy to reprezentant Ameryki Płd. trafił mocnym ciosem prostym, a Polak wylądował na deskach. Na jego szczęście wyszedł z opresji, szybko doszedł do siebie i bój toczył się dalej.
W kolejnej odsłonie nastąpiła jednak sytuacja odwrotna. Przybysz huknął mocnym sierpem, a Morrelli padł półprzytomny na plecy. Polak musiał jeszcze ruszyć do parteru, aby dokończyć dzieła. Wenezuelczyk próbował jeszcze chwilę się bronić, ale po chwili "Sebić" złapał duszenie zza pleców i rywal odklepał.

