INTERIA.PL: Co weekend kanały sportowe serwują nam potężną dawkę sportów walki. Transmisje cieszą się dobrą oglądalnością, niezależnie od poziomu widowiska. Co tak przyciąga uwagę widza? Marzanna Herzig, psycholog sportowy: Rzadko mam okazję zasiąść w weekend przed telewizorem, ale sprawdzałam i rzeczywiście ilość transmisji walk rozgrywanych w oktagonie i innych miejscach mnie poraziła. Ich popularność jest niezwykła, ale już od czasów starożytnych ludzi interesowała walka. Dlaczego? - Walce towarzyszą ogromne emocje, a silny ładunek emocjonalny przyciąga uwagę świadomego widza, a także ciekawskich. Walka pozwala oglądać tych silniejszych, którzy zwyciężają nad słabszymi. To daje także możliwość zastępczego przeżywania zwycięstwa, bo widz najczęściej utożsamia się z tym, który jest lepszy. Przebieg walki jest szybki i intensywny, widz dostaje szybką nagrodę za swoje zaangażowanie. Jeżeli ma upatrzonego faworyta i ten zawodnik wygra, nagroda jest bardzo wysoka. Silnym motywem oglądania sportów walki jest także zastępcze przeżywanie wielu prawdziwych, silnych emocji. Innych sportów w telewizji jest mało, a nasz "sport narodowy", czyli piłka nożna, przysparza raczej emocji słabych. W ostatnim czasie nawet negatywnych. Szukamy wobec tego zastępczego sportu narodowego? - Tak, widz szuka alternatyw, bo ma dość niepowodzeń piłkarzy. Jakimś motywem śledzenia w telewizji walk są też czasy, w jakich żyjemy. Oby jak najdłużej panował pokój, ale ludzie poszukują jakiejś namiastki walki. Odnajdują ją w sportach walki, w dyscyplinach żywych, naturalnych, pozbawionych restrykcyjnych przepisów, tylko pozwalających na brutalność. To nie są zawody karate, gdzie cios jest zatrzymywany. Żyjemy w wygładzonym świecie, przeżywamy emocje korzystając z internetu i gier komputerowych, ale to są sztuczne emocje. Oglądanie w ringu i oktagonie mężczyzn, którzy biją się naprawdę, daje najczystsze emocje. A jakich emocji dostarczają walki celebrytów? Ich pojedynki cieszą się rekordową popularnością, chociaż, nikogo nie obrażając, większość z nich o walce na wysokim poziomie nie ma pojęcia. To jeszcze sport czy już rozrywka? - W tej wersji to jest oczywiście rozrywka. Proszę sobie wyobrazić, że dla kibica sportowego, który kiedyś śledził zmaganie i dominację Mariusza Pudzianowskiego w sportach siłowych ogromną frajdą jest oglądanie tego samego, niezwyciężonego wcześniej, mężczyzny, jako pokonanego. To jest rodzaj uspokojenia, poszukiwania komfortu. Kibic myśli tak: "nie ma niepokonanych", "dostał", "to normalny człowiek, a nie heros lepszy ode mnie". To jest rodzaj oczyszczenia, zrzucenia jakiegoś ideału z piedestału. Porażki Mariusza Pudzianowskiego na wielu działają zatem terapeutycznie... - My lubimy ideały, ale mamy takie czasy, że często zrzucamy je z piedestału. Szukamy ich słabości, dzięki którym przestają być tacy wielcy, nie pokazują nam naszej małości. Wobec tego, jeżeli taki "Pudzian" dostanie spore cięgi w walce, to zaczyna być przeciętnym, normalnym facetem, którego można zbić, nie jest już wzorem siły, determinacji i sukcesów. Idzie jasny przekaz: osoby sławne też są do pokonania, no i atrakcją jest, że możemy to zobaczyć na żywo. Proszę też pamiętać, że wszystko, co się dzieję celebrytom jest dla ludzi ciekawe. To jak żyją, co jedzą, z kim się biją również. Naturalna ciekawość powoduje, że chcemy oglądać znane osoby w nowych sytuacjach. Nawet nie po to, żeby je odbrązawiać, ale z czystej ciekawości. Dla pewnej rzeszy odbiorców to jest interesujące i stanowi dobry temat do dyskusji w towarzystwie. Powiedziała pani, że oglądanie sportów walki zastępuje realną walkę. Czy częste śledzenie takich transmisji może mieć negatywny wpływ na widzów? - Już klasyczne badania Bandury pokazały, że agresji można się uczyć. Obserwowanie agresji niektórych, nie wszystkich oczywiście, pobudza do tego, aby jej potem użyć, a powód, żeby kogoś uderzyć znaleźć można bardzo łatwo. Także oglądanie sportów walki nie pozostaje bez wpływu na część widzów. Na szczęście nie u każdego będzie to oznaczało zwiększenie skłonności do zachowań agresywnych. Rozmawiał: Dariusz Jaroń