INTERIA.PL: Ponad 3 miliony 365 tysięcy telewidzów obejrzało ostatnią galę KSW 22. Jak pan odbiera ten wynik? Martin Lewandowski, współwłaściciel KSW: - Bardzo dobrze. Życzyłem sobie, żeby to było ponad 3,5 mln, rozsądek podpowiadał, że prędzej to będzie 2,5 mln, wyszło coś pomiędzy, więc jestem zadowolony. Pamiętajmy, że nie wystawiliśmy naszych dwóch największych dział, czyli Mameda Chalidowa i Mariusza Pudzianowskiego, przez co wyniki oglądalności musiały być mniejsze. Natomiast w porównaniu do innych dyscyplin sportowych i programów rozrywkowych nadawanych w naszym kraju uważam, że osiągnęliśmy bardzo dobry wynik. - Cieszy mnie to, że coraz więcej ludzi przychodzi i ogląda KSW, docenia to, co robimy, bez względu na nazwiska zawodników walczących na danej gali. Sama marka przyciąga uwagę telewidzów, wiedzą, że poziom sportowy i emocje będą na odpowiednim poziomie. Wspomniał pan o tym, że nie było dwóch największych gwiazd federacji, nie było też tzw. freak fightów, czyli walk, które należy traktować z przymrużeniem oka. Czy to oznacza, że zamierzacie zrezygnować z tego typu walk, czy będą się jeszcze pojawiać na KSW? - Oczywiście, że będą się pojawiać. Nie w wymiarze cyrkowym, ale nie zamierzamy z nich rezygnować. Jeżeli pije pan do Mariusza Pudzianowskiego, to podkreślę, że ten człowiek już dawno temu poświęcił się MMA, ćwiczy jak koń. Widać, jak bardzo zmieniła się jego postura od debiutu. Poza tym jasno zadeklarował, że jest zawodnikiem MMA i tak go należy odbierać. To, że ma małe doświadczenie, niczego nie zmienia, bo Anzor Ażijew też ma na koncie kilka walk, a jest pełnoprawnym zawodnikiem MMA. - "Pudzian" trochę cierpi za swoją przeszłość i uważany jest za siłacza, ale to się zmienia. A co do "freak fightów" to nadal będziemy zapraszać osoby z innych dyscyplin sportu na KSW, bo naszym zdaniem to tylko powiększa atrakcyjność widowiska i przyciąga nowe rzesze kibiców. Nie czuję, żeby to w jakikolwiek sposób umniejszało galom KSW. Czyli czas najwyższy skończyć z nazywaniem Mariusza Pudzianowskiego siłaczem lub celebrytą. Jest już pełną gębą zawodnikiem MMA? - Zdecydowanie. Od dłuższego czasu nie widziałem w nim siłacza, a celebrytą nigdy bym go nie nazwał. Mariusz stroni od mediów, wręcz go trzeba zmusić, żeby wziął udział w after party po gali lub innej imprezie okolicznościowej. Celebryta to ktoś, kto chodzi po imprezach tylko po to, żeby się pokazać w środowisku i znaleźć sobie jakieś zajęcie. Powiem panu szczerze, że Mariusz jest osobą, która na brak zajęć nie narzeka i ma naprawdę sporo rzeczy na głowie. Podczas ostatniej gali zobaczyliśmy w akcji kilku zawodników wagi ciężkiej. Jak na ich tle wypada Mariusz Pudzianowski? Czy traktując go jako pełnoprawnego zawodnika MMA może za jakiś czas liczyć na eliminator lub walkę o pas KSW? - Zależy, jak mu pójdzie następna walka, bo dwie ostatnie miał bardzo łatwe. Z Bobem Sappem był niewypał kompletny... Niestety, nie byliśmy w stanie przewidzieć poziomu mentalnego, jaki zaprezentuje on podczas gali. Christos Piliafas również dla Mariusza większego problemu nie stanowił. - Mariusz na ten moment plasuje się na średniej półce zawodników wagi ciężkiej KSW. Nie jest już człowiekiem, który stawia w tym sporcie pierwsze kroki, ale do Karola Bedorfa to mu jeszcze brakuje, dlatego obecnie nie ma możliwości walki o pas. On zdaje sobie z tego sprawę i nie porywa się na to tak jak inni zawodnicy, którzy już chcą walczyć o pas. - "Pudzian" się zmienił, chce się rozwijać. Kiedyś deklarował, że chce walczyć z Pawłem Nastulą, ale jakiś czas temu stwierdził, że jednak jest on za dobry technicznie i chce poczekać jeszcze na taką walkę, o ile kiedykolwiek do niej dojdzie. Na jakim etapie jest wybór najbliższego rywala "Pudziana"? - Rozglądamy się, nawet wśród zawodników, którzy byli na KSW, albo w przeszłości byli brani pod uwagę jako jego przeciwnicy. Na dniach będziemy to ustalali, bo z tej trójki, która wystąpi na KSW 23, czyli: Mamed Chalidow, Michał Materla, Mariusz Pudzianowski, tylko ten ostatni nie ma jeszcze przeciwnika. Zapytam jeszcze o Pawła Nastulę. Wiadomo powszechnie, że to sportowiec najwyższej klasy, ale czy jego dyspozycja po tak długiej przerwie od wielkich gal nie była dla pana zaskoczeniem? - Na pewno jestem zadowolony z jego postawy, chociaż miałem nadzieję, że ten pojedynek będzie trwał trochę dłużej. Pamiętajmy, że Paweł długo nie walczył. Pomijam te incydenty, które miał w Polsce. Przed oczami mam bardziej jego starty w Pride. Długo go na poważnym ringu w MMA nie było. Może walka na KSW 22 była zbyt krótka, żeby ocenić w pełni jego dyspozycję, ale wygrał z bardzo doświadczonym i wymagającym zawodnikiem, który miał naprawdę dobry rekord. - Teraz przed nim kolejna walka, znacznie trudniejsza, bo z Karolem Bedorfem o pas. Na razie panowie dopiero zadeklarowali chęć stoczenia tej walki, na konferencji, zaraz po gali. Wierzę, że te słowa nie padły pod wpływem emocji, tylko obaj podtrzymają swoje zdania i wtedy będziemy ten pojedynek oficjalnie potwierdzać. Jeżeli do tej walki faktycznie dojdzie, to może się ona odbyć już jesienią tego roku? - Tak, następna po czerwcowej KSW 23 gala jest planowana na wrzesień tego roku. Czerwcowa gala, o której pan wspomniał, będzie transmitowana w systemie pay-per-view. Po raz drugi dostęp do gali KSW będzie odpłatny. Rozumiem, że w waszym przypadku PPV się sprawdza? - U nas rzeczywiście się sprawdza, dostęp do usługi za pierwszym razem wykupiło niecałe 100 tysięcy osób. Wydaje mi się, że jak na dyscyplinę tak młodą w Polsce jest to dość poważny i fajny wynik. Ustaliliśmy z Polsatem, że będziemy rozwijać ten system w sportach walki. Jesteśmy pionierami w tym systemie i przyjęliśmy, że co druga gala będzie transmitowana w PPV, czyli najbliższa będzie w PPV, a kolejna w systemie otwartym. Na koniec chciałbym jeszcze zapytać o dobór rywali dla największych gwiazd KSW, czyli Mameda Chalidowa, Michała Materli i Jana Błachowicza. Każdy by chciał, żeby walczyli z rywalami z UFC, ale nie jest to możliwe. Jak ciężko jest im zakontraktować przeciwników? - Problemy zaczęły się pojawiać znacznie wcześniej. Z Mamedem mamy problem od ponad dwóch lat. Niewielu jest zawodników, których zestawienie z nim by nas satysfakcjonowało. Jest wielu młodszych, mniej doświadczonych zawodników, którzy bardzo chętnie by chcieli z nim zawalczyć, ale nam takie zestawienie nie pasuje. - Jest może 20 zawodników na świecie, którzy naszym zdaniem powinni się z Mamedem konfrontować. Przy okazji każdej gali część z nich nie może walczyć przez kontuzje, część nie może, bo ma inne zobowiązania wobec innych federacji albo zwyczajnie się boi. Oczywiście, nie dosłownie, tylko kalkulują, że mogą przegrać walkę, wobec czego nie chcą się jej podjąć. Rzeczywiście, jest ciężko. Najciężej z Mamedem. Rozmawiał: Dariusz Jaroń Wywiad został autoryzowany.