INTERIA.PL: Walki celebrytów wpłynęły na wzrost popularności MMA w Polsce. Czy dzisiaj można już z nich zrezygnować i postawić na rywalizację stricte sportową? Martin Lewandowski, współwłaściciel KSW: - Nie wstydzimy się w KSW freak fightów, nie uznajemy, żeby były czymś złym, elementem widowiska, który należy wyplenić. Wydaje mi się, że tego typu zestawienia przy okazji gal MMA są tylko i wyłącznie dodatkową atrakcją. Tak jak mamy efektowną scenę z oświetleniem, wielką produkcję, tak freak fight jest częścią tego rozrywkowego aspektu gali. Poza tym zainteresowanie tymi walkami jest bardzo duże, oglądalności skaczą, kiedy na ringu pojawiają się ludzie, którzy chcą spróbować swoich sił w MMA. Kiedy są to znane twarze, wyniki są jeszcze lepsze. Takie osoby wzbudzają ciekawość widza. Rozumiem, że KSW będzie chciało z tej ciekawości widza skorzystać... - Tak, będziemy w tym kierunku szli. Może nie będziemy brali osób z branży kompletnie niespokrewnionej ze sportami walki, natomiast jeżeli pojawi się na mapie Polski ktoś ciekawy, chociażby ze świata boksu lub siłaczy, nie będziemy się wzbraniać przed takimi zestawieniami. Oczywiście należy pamiętać, że takie pojedynki mają inny charakter, bardziej quasi-sportowy, chyba każdy zdaje sobie z tego sprawę. Jak zmieniła się popularność MMA w Polsce od powstania KSW? - Patrząc na tą 10-letnią perspektywę uważam, że zrobiliśmy mega dobrą robotę. Z niszowej dyscypliny, która tak naprawdę była znana może 200-300 osobowej grupie w Polsce, zrobiliśmy dyscyplinę, którą, mam wrażenie, komentuje prawie cała Polska. Wszystkie media piszą i mówią o naszych galach, a Mamed Chalidow stał się pierwszą sportową gwiazdą MMA, która na równi odnajduje się obok popularnych sportowców z innych dyscyplin. "Przegląd Sportowy" wydaje nawet o nim specjalną książeczkę. Wyniki oglądalności, hale wypełnione po brzegi, reakcje fanów, to wszystko świadczy o wysokiej popularności. Popularności KSW czy MMA? Znam ludzi, którzy pytają "gdzie mogę trenować KSW?" - To jest efekt bycia pionierem tej dyscypliny w kraju, co nas oczywiście cieszy. Tak jak kiedyś wszyscy chodzili adidasach i każdego trampka tak nazywali i wszyscy pili Red Bulla, niezależnie od tego, jaki napój energetyczny trzymali w ręce. Nie spodziewaliśmy się aż takiej popularności, kiedy zaczynaliśmy nikt nie dawał nam szans na wyjście z podziemia. Naszym zadaniem na początku było to, żeby przedstawić MMA jako sport, a nie walkę chuliganów w klatce. Dlatego w KSW nie ma znanej z UFC klatki? - Rezygnacja z klatki była świadomą decyzją. Trzeba było oswajać publikę z tym polem walki. Te czasy mamy za sobą, dzisiaj moglibyśmy wprowadzić klatkę nie budząc kontrowersji. Zakałą MMA na początku było to, że dyscyplina w swoich początkach trafiła w ręce chuliganerki stadionowej. Uczyli się MMA tylko po to, żeby potem w tych ustawkach mieć przewagę. I taka była też konotacja, MMA było dyscypliną dla zamkniętych w klatce, jak psy, chuliganów. Chcieliśmy zmienić ten wizerunek. Powoli udawało się przedostać do mediów ogólnopolskich, zainteresowanie MMA wykroczyło poza środowiska kibicowskie. Na gale przychodzili inni ludzie, biznesmeni, politycy. I tak, po dziesięciu latach, doszliśmy z imprez sportowych dla kilkuset osób, do gal, które zapełniają największe hale w Polsce. Satysfakcjonujący wynik. Przełomem była walka Mariusza Pudzianowskiego z Marcinem Najmanem, czy ta zmiana odbioru MMA i KSW nastąpiła wcześniej? - To był proces, natomiast Pudzianowski na pewno dał duży skok w mediach ogólnopolskich, nie tylko sportowych. Wizerunek MMA zmieniał się wcześniej, taki był nasz zamysł. Zdobywaliśmy coraz większe hale, przed Pudzianowskim zapełnialiśmy już Torwar. Na pewno zatrudnienie Mariusza było dużym sukcesem komercyjnym, natomiast pod względem sportowym ważnym momentem było wywalczenie przez Mameda Chalidowa pierwszego tytułu międzynarodowego mistrza KSW. Wyznacznikiem popularności sportowej strony MMA jest właśnie osoba Chalidowa. Goni popularnością Pudzianowskiego? - Mamed był w programie Kuby Wojewódzkiego, był u Szymona Majewskiego. To jest jakiś wyznacznik, niszowych sportowców tam nie biorą. Może nie dogonił Pudzianowskiego, bo on dłużej jest na rynku, dłużej pracował na swoje nazwisko, ale na pewno depcze mu po piętach. Wśród fanów KSW - myślę, że Mamed jest bardziej popularny, ale w skali całego kraju jeszcze prowadzi Mariusz. Chyba, że pojedzie pan do Olsztyna, rodzinnego miasta Mameda, i tam zrobi sondę. Wygra Mamed. Jak pan widzi statystycznego kibica MMA w Polsce: koneser, doceniający kunszt zawodników, czy człowiek nastawiony na freak-fight, na rozrywkę? - Ciężko rozłączyć i rozpatrywać same walki lub charakter rozrywkowy gal, myślę, że ta rozrywka jest atrakcją, wisienką na torcie. Gale dużo by straciły, gdyby tego zabrakło. Fajnie "oprawione" imprezy sportowe przyciągają uwagę, ale chyba nikt nie przychodzi wyłącznie na show, tylko na walki. Natomiast nad znajomością technik MMA wśród kibiców ciągle pracujemy. Wiele osób jeszcze nie wie, czym tak naprawdę jest MMA i jak je ocenić. Klarowne jest to, że zawodnik przyjmuje cios w głowę pięścią, to łatwo punktować, znacznie mniej osób rozumie techniki parterowe. MMA jest popularne, ale znajomość dyscypliny oceniłbym na średni poziom. Oczywiście są eksperci, są kibice, którzy świetnie orientują się w przepisach i technikach, ale wiedza statystycznego obserwatora jest na średnim pułapie. A na jakim pułapie jest MMA jako dyscyplina w Polsce? - Pod względem promocyjnym jest na rozpędzonym koniu, natomiast nadal potrzebuje mocnego wsparcia jeżeli chodzi o rynek amatorski i całą część szkoleniową. Potrzebujemy jeszcze kilku lat, aby rozwinąć ten sport do rangi pełnoprawnej dyscypliny sportowej. Nie może być tak, że trener boksu widząc popularność MMA nagle na swój baner dokleja napis "treningi MMA" i prowadzi je w najlepsze. To muszą robić fachowcy. KSW obchodzi 10-lecie istnienia. Co chciałby pan zrealizować przed kolejną okrągłą rocznicą? - Wbrew wszelkim prawom rynkowym robimy wielkie gale w momencie, kiedy przedszkole czy szkoła średnia MMA w postaci ligi amatorskiej dopiero raczkuje. Dlatego organizujemy ligę amatorską, obozy dla młodzieży. Dyscyplinę należy budować u podstaw. To właśnie chcemy robić, bo to jest przyszłość MMA. Chcielibyśmy również zorganizować jedną lub dwie gale poza granicami Polski, a także zwiększyć częstotliwość gal krajowych. Życzyłbym sobie także, żeby polskiemu MMA, jako dyscyplinie, udało się pozyskać sponsora strategicznego, umożliwiającego funkcjonowanie, tak jak to ma miejsce m.in. w siatkówce. Mam wrażenie, że potencjalni sponsorzy, w tym przedsiębiorstwa państwowe, traktują gale MMA jak element rozrywki, wyjście do kina raz na kwartał. Przede wszystkim trzeba szkolić młodzież i trenerów, rozwijać programy edukacyjne, żeby mocno zakorzenić ten sport w Polsce. Wtedy o sponsorów dla dyscypliny będzie łatwiej. Rozmawiał: Dariusz Jaroń