Trenujący w Polsce i Holandii Prachnio to były mistrz Europy w karate kyokushin. Swoją karierę w mieszanych sztukach walki zaczynał głównie na Bałkanach. Większość swoich zawodowych startów zanotował w chorwackiej organizacji Final Fight Championship. Dobre występy (9 zwycięstw w 11 walkach, w tym 10 przez KO) zaowocowały kontraktem z ONE Championship, singapurskim promotorem, który organizuje swoje gale na całym Dalekim Wschodzie, otwierając się na nowe, wcześniej niezbadane rynki jak Indonezja, Mjanma, czy Kambodża. W ONE Polak nie zszedł ze zwycięskiej ścieżki. Wszystkie cztery pojedynki rozstrzygnął na swoją korzyść. Tylko jeden zakończył się przez decyzję, reszta to nokauty, bądź TKO. Po zwycięstwie z Jake’m Butlerem w sierpniu 2016 Prachnio miał bić się o pas, ale Singapurczycy nie mieli na niego pomysłu i nie dawali mu w ogóle walk. Stanęło na tym, że nasz zawodnik wystosował oświadczenie, będące jednocześnie prośbą o zwolnienie z kontraktu. Ostatecznie pochodzący z Warszawy fighter wystąpił w okrągłej klatce jeszcze raz, w sierpniu. W czwartek udało się natomiast sfinalizować rozstanie. W rozmowie z "Polska the Times" zawodnik zdradza kulisy rozstania z ONE. "Zostałem kolejnym pretendentem do pasa, ale władze organizacji chyba nie widziały mnie w tej roli. Dlatego ja nie widziałem tam przyszłości" - stwierdził. "Nie było zawodników, z którymi mógłbym się dalej mierzyć. W końcu zaproponowano mi pojedynek o tytuł, ale nie podobały mi się warunki, jakie musiałbym zaakceptować. Gdyby do niej doszło, mój kontrakt automatycznie przedłużyłby się o 27 miesięcy. Nie zgodziłem się na coś takiego. W końcu doszliśmy do porozumienia i zostałem wolnym zawodnikiem" - zakończył. Marcin Prachnio zwiększył liczbę reprezentantów Polski w UFC do trzynastu. Wcześniej ostatnim nabytkiem był Michał Oleksiejczuk, który miał wystąpić na gali UFC 217, ale jego rywal wpadł na kontroli antydopingowej dzień przed walką. W tym gronie znajduje się oficjalnie Bartosz Fabiński, który zawiesił karierę w MMA ze względów osobistych.