To właśnie Mamed Chalidow był i jest tym zawodnikiem, który odegrał nieprzecenioną rolę w popularyzacji MMA w Polsce. Stosunkowo jeszcze niedawno ten sport miał fatalny wizerunek, kojarząc się przede wszystkim z brutalną bijatyką i ludźmi związanymi z kibolskimi środowiskami, a także przestępczymi. Z kolei 45-latek pokazywał, że walki w klatce także mogą być pięknymi widowiskami, przypominającymi właśnie wyższą sztukę, gdy zawodnik opanuje i potrafi korzystać z zaawansowanych technik. Wtedy mniej jest krwi i brutalnej estetyki, a znacznie więcej wyrafinowanej uczty. Mamed Chalidow: Nigdzie o tym nie mówiłem, ale taka jest prawda Mamed Chalidow niedługo po tym, jak przybył do Polski z Czeczenii w 1997 roku, startował w nowym dla siebie sporcie z najniższego poziomu, tak samo jak rosnąca razem z nim w siłę federacja KSW - od lat gracz numer jeden w naszym kraju. Z Kaukazu Północnego wyjechał rok po tym, jak w jego ojczyźnie zakończyła się pierwsza wojna czeczeńska. Miał wówczas 17 lat i to właśnie Polskę, rozmyślając jeszcze nad Egiptem lub Włochami, wybrał na swoją "ziemię obiecaną". Szybko przekonał się, że był to strzał w dziesiątkę, a fakt, że był i jest zdeklarowanym muzułmaninem, nie przeszkodził mu budować relacji międzyludzkich w innym kulturowo kraju. Poślubił Polkę, rodzinne gniazdko uwił sobie w Olsztynie, a formalnie jednym z nas został 21 grudnia 2010 roku, gdy mógł odebrać polskie obywatelstwo. - Oddałem przez 20 lat całego siebie tylko dla tego sportu. I zawsze powtarzałem, że ten kraj kocham. I dumny byłem z tego, że go reprezentuję, czy to w Japonii, czy w Stanach Zjednoczonych. Zawsze to podkreślam, byłem żadnym zawodnikiem i zacząłem od zera w wieku 24 lat, przyjeżdżając z kraju, w którym była wojna. I ty tę wojnę widziałeś, te straszne rzeczy i to obrzydlistwo. Przyjeżdżasz do kraju, w którym ludzie się do ciebie uśmiechają, szanują cię, ty zakochujesz się w tym kraju i zaczynasz go reprezentować w nowej dla siebie dyscyplinie. Ja zachłysnąłem się Polską. Założyłem tu rodzinę i tak naprawdę byłem skupiony na niej i na treningach, na nic innego nie patrzyłem - opowiada w bardzo życiowej rozmowie Mamed Chalidow na kanale "Zielona Żaba", która jest nazwą ośrodka terapeutycznego na Warmii i Mazurach. Swego czasu Mamed Chalidow przyznał, że zachorował na poważne stadium depresji. On, siłacz w klatce, przestał radzić sobie z własną głową. Ten najciemniejszy rozdział powrócił także w tej rozmowie, ale w zupełnie nowym wydaniu. Reprezentant Polski czeczeńskiego pochodzenia zdecydował się powiedzieć o sprawach, którymi wcześniej nie dzielił się z opinią publiczną. I to one miały wywołać demony, które zaczęły przejmować kontrolę nad jego życiem i dobrostanem. Dziennikarka na zwierzenia otwarła Mameda pytaniem o to, czy negatywnie wpłynęły na niego pojedyncze, duże wydarzenia, czy wiele drobniejszych, przez które mógł poczuć, że mierzy się z problemami wymagającymi rozwiązania. - Dotyczyło to moich ostatnich lat, od 2015 roku borykałem się z potężną depresją i nerwicą. To był mój najgorszy okres do, można tak powiedzieć, niedawna. I to był ten czas, w którym wszystko mi się skumulowało - zaczął Mamed, a następnie przeszedł do konkretów. - To zostawiło na mnie mocny ślad, nigdy tak się nie czułem. Najgorzej zabolało mnie to, że spędzałem czas na dali treningowej. Nie miałem na nic czasu, nigdy go nie mam, bo żeby do czegoś dojść, musisz naprawdę się poświęcić. Do niedawna było to robione cały czas, co niestety jest bardzo krzywdzące i bolące. I to było tak naprawdę największą krzywdą. Wtedy Maciek Kawulski (współwłaściciel KSW - przyp.) powiedział, że chyba za bardzo idealizuję. "Ty kochasz wszystkich dookoła, kochasz ten kraj, a nie wszyscy ciebie kochają". I tego nie mogłem zrozumieć, dlaczego tak jest. Po tym zostały głosy, cały czas za mną idą, do dzisiaj, jakieś niefajne rzeczy - kontynuował Mamed. Zapanował także dość wyraźny moment hejtu, być może najsilniej słyszalny w okresie walki Chalidowa z Azizem Karaoglu, który wychodził do ich pojedynku przy dźwiękach nieformalnego hymnu terrorystycznej Al-Kaidy. Niemca pochodzenia tureckiego spotkała za to wielka kara, sprawa mocno eskalowała, a pod adresem naszego wojownika hejt także przybierał na sile. Generalnie temat wrogich i masowych wypowiedzi, który w tej rozmowie został wywołany, już tak bardzo nie spędza snu z powiek weteranowi KSW. - Hejt związany był ze zmianami politycznymi, jak gdzieś coś się stało, to było, że "bandyta", czy "islamski terrorysta". To akurat mi nie przeszkadzało, bo rozumiałem, jak działa machina medialna i propaganda. Dlatego nie można osądzać ludzi, którzy dostają nieprawdziwą informację, więc to mnie nie martwiło. Wiedziałem, że nastawienie się zmieni i tak się stało - odparł Mamed.