- Mam dwie sprawy. Pierwsza dla mnie emocjonalna - mówił ze łzami w oczach i łamiącym się głosem Michał Materla. - Wchodzę do klatki zawsze z takimi emocjami, jakie panują przed walką. To był dla mnie ciężki okres. Chciałem tylko powiedzieć: Vincent, do zobaczenia w Valhalli. Kiedy ja tam dotrę, to ty będziesz już ulubieńcem Odyna - stwierdził metaforycznie były mistrz KSW. Szczecinianin zwrócił się tutaj do niedawno zmarłego bratanka Vincenta Sawickiego, który zmarł na początku tego roku. Syn Norberta Sawickiego odszedł w wieku 16-lat. Czytaj: Olbrzymia tragedia w rodzinie Materli. "Do końca walczył dzielnie o życie" - Druga bardzo ważna dla mnie sprawa. Nie wiem, czy zwróciliście uwagę, ale walczyłem całkowicie bez prawej ręki. Gdyby nie Sebastian i doktor Marcin, nie byłoby mnie tutaj. W środę chciałem odwołać walkę, doznałem przepukliny karku. Nie byłem w stanie nic zrobić, nie mogłem trzymać herbaty. Dlatego walka wyglądała tak, jak wyglądała - znacząco podkreślił 38-latek. - Powtórzę to, co powiedziałem kiedyś. Może mi zabraknąć techniki, kondycji, ale przysięgam, że nigdy dopóki walczę, nie zabraknie mi charakteru - zakończył "Cipao".