Artur Gac, Interia: Na karcie walk gali, organizowanej po raz pierwszy na PGE Narodowym, znajdą się największe gwiazdy pana federacji? Martin Lewandowski: - Jak najbardziej, już w tej chwili eksponujemy czwórkę zawodników, czyli Mameda Chalidowa, Mariusza Pudzianowskiego, Brazylijczyka Fernanda Rodriguesa Jr. oraz debiutującego w MMA, medalistę olimpijskiego w zapasach Damiana Janikowskiego. Damian przywita się z kibicami podczas konkretnej, "grubej" imprezy. Chodzi panu i wspólnikowi Maciejowi Kawulskiemu po głowie myśl, aby dać ludziom igrzyska i doprowadzić do walki Chalidowa z Pudzianowskim? - Dementuję tę plotkę, taki pojedynek nie wchodzi w grę, bo mamy do czynienia ze zbyt dużą dysproporcją w wagach. Oczywiście Japończycy, lata temu, robili takie turnieje w kategorii open i wówczas mogli walczyć naprawdę przeróżni zawodnicy, o różnych umiejętnościach. U nas jest to niemożliwe. Zresztą myślę, że ani Mamed, ani Mariusz niespecjalnie byliby tym zainteresowani. Cała trójka polskich zawodników będzie zestawiona z zawodnikami zagranicznymi? - Na tę chwilę jeszcze pracujemy nad zestawieniami, wobec czego nie mamy dogranych przeciwników. Cała polityka ustalania zawodników jest jeszcze przed nami. Oczywiście, mamy pewne pomysły, ale nie chciałbym się nimi dzielić, bo mogą się zmienić. Obecnie znamy tylko zawodników, z których każdy będzie wchodził do czerwonego narożnika. Widowisko w stolicy będzie mogło zgromadzić nawet 60 tysięcy widzów? - Na całym stadionie, w rozkładzie trybuny plus płyta murawy, będziemy mogli pomieścić maksymalnie 65 tys. kibiców. To górny limit i nic nie wskazuje, żebyśmy przekroczyli tę liczbę. Niemniej jednak, jesteśmy na etapie planowania produkcji, co oznacza, że jeszcze może dojść do pewnych zmian na płycie lub trybunie. Jest wiele czynników, które mogą wpłynąć na zmniejszenie lub zwiększenie płyty. Generalnie mamy do czynienia z ogromnym przedsięwzięciem i musimy dokonać majstersztyku, żeby to sprzedać. Przed nami duże wyzwanie. Każda sytuacja, w której nie uda się sprzedać kompletu biletów, będzie rozczarowaniem? - Będę w pełni zadowolony, gdy osiągniemy poziom 40 tysięcy widzów. Jeśli uda się dojść w okolice 65 tys., na co głęboko liczę, to już w ogóle będzie - mówiąc kolokwialnie - mistrzostwo świata. Jak na dyscyplinę, która od ponad dekady jest w Polsce, a dopiero od kilku lat na szerszych wodach, to już 40 tys. kibiców byłoby wielką sprawą. Natomiast komplet na PGE Narodowym byłby czterokrotnością tego, co robimy normalnie w największej hali w kraju, czyli Tauron Arenie Kraków. Przed nami największa gala w tej części świata, na taką liczbę ludzi. W kontekście imprez w Tauron Arenie kiedyś powiedział mi pan, że sumaryczne koszty organizacji wynoszą około 2 milionów złotych. - Owszem, w każdym razie, przez pozycję w budżecie pod tytułem: zawodnicy, koszty z roku na rok bardzo dynamicznie się zmieniają i idą w górę. Każdy zawodnik, wygrywając, dostaje większą pulę pieniędzy, plus bonusy za wygrane , więc mówimy o tendencji zwyżkowej. Na w miarę przewidywalnym poziomie są z kolei koszty produkcyjne. Zatem, w przypadku gali w stolicy, można mówić o kwocie rzędu 5-6 mln złotych? - Myślę, że można oscylować w tych granicach. To potężne kwoty, dlatego należy bezpiecznie, mądrze i z głową przeprowadzić całe przedsięwzięcie. Każda pomyłka, nawet 10-procentowa, będzie dotyczyła poważnych kwot. Tak jak w halach już nauczyliśmy się pracy, wiemy czego możemy oczekiwać i gdzie istnieją zagrożenia, tak w przypadku stadionu mam wrażenie, że znowu od początku uczę się organizacji eventu. Federacji KSW odbija się czkawką zatrzymanie i aresztowanie przez CBŚ gwiazdy Michała Materli? Czy firma poniosła straty wizerunkowe oraz utraciła niektóre kontrakty sponsorskie? - Nie, na szczęście w tej sprawie wszyscy zachowują dystans i zimną krew. Nie mam żadnych negatywnych komentarzy od swoich partnerów, ani sponsorów . Zresztą, mówiąc wprost, prawdopodobieństwo tego, że taka historia dotknie zawodników z boksu, czy MMA, jest nieco większa niż w przypadku szachistów lub golfistów. Oczywiście, w całej tej sprawie obrywamy rykoszetem, ponieważ jest znana pełna tożsamość Michała, a przy jego nazwisku pojawia się informacja, że był mistrzem KSW. Natomiast nie mam wrażenia, że jakoś bardzo to wpływa na nasz wizerunek. Sam powstrzymuję się od oceniania Michała i całej tej sytuacji, bo po prostu nie znam tematu, jak ludzie prowadzący sprawę i sam Michał. Rozmawiał Artur Gac