Pierwotnie Ugonoh miał się zmierzyć z niepokonanym Thomasem Narmo. Norweg zgłosił jednak kontuzję, choć ostatnio nieoczekiwanie podpisał kontrakt z organizacją ONE Championship. Na zastępstwo wskoczył zawodnik z takim samym bilansem, jak Narmo - Ugur Ozkaplan. Kilka dni przed walką Turek jednak też wypadł. Tym razem powodem był koronawirus. Ozkaplan zachorował i nie mógł dotrzeć do Polski. W ostatniej chwili do walki wskoczył Marek Samociuk, który walczy na gołe pięści. W MMA stoczył trzy walki. Ostatnio, 9 kwietnia, na gali EFM Show, pokonał Tomasza Janiszewskiego. Michał Przybycień, Interia: Przed sobotnią walką dwukrotnie zmieniał ci się rywal. To na pewno trudna sytuacja. Czy zdarzyło się to pierwszy raz w twojej karierze? Izu Ugonoh: - Tak, pierwszy raz się z tym spotykam. Trzeba pamiętać, że to były dwie oficjalne zmiany. Inni zawodnicy też byli rozważani. Mój obecny rywal jest piątym, który był w kręgu zainteresowań. Wierzę, że nic nie stanie na przeszkodzie i zmierzę się z nim. Jest wiele powodów, które miały na to wpływ. Kontuzje, jeden z zawodników ma też koronawirusa. Sytuacja nietypowa, ale można się spodziewać, że takie rzeczy będą się działy. Na szczęście to jest już za mną. Czy te częste zmiany utrudniły przygotowania? - Jeśli chodzi o walki, w których nie mogłem przygotować się pod konkretnego rywala, to stoczyłem mnóstwo takich pojedynków. Gdy walczyłem w amatorskim K1, to tak to wyglądało. Jechałeś na zawody i nie wiedziałeś, kogo wylosujesz. W turniejach jest podobnie. Często zmieniali się sparingpartnerzy? - Nie, bo nie nastawiałem się na konkretnego rywala. Główne nastawienie było takie, że mój przeciwnik będzie wysoki, wyższy ode mnie. Dużo pracy wykonałem więc z zawodnikami wysokimi. Jednak na przełomie tygodni, miesięcy, uzbierało się wiele sparingów z przeróżnymi zawodnikami. Z mańkutami, z wyższymi, niższymi, cięższymi, lżejszymi. Nie jestem na etapie, że muszę się przygotowywać pod jednego rywala, tylko pod określony styl walki. Pracowaliśmy z tym, co było dostępne głównie w Warszawie. Byliśmy również w Poznaniu, mieliśmy możliwość popracować w Ankosie z dobrymi zawodnikami. Jestem zadowolony. Czuję się dobrze przygotowany. Czuję, że jestem w dobrym miejscu, zarówno fizycznie, jak i mentalnie. Czuję się gotowy na jutrzejszą walkę. Razem z trenerami zdążyliście już przeanalizować walki Samociuka? - Nie było z tym problemu. Samociuk kilka walk już stoczył. Są dostępne do obejrzenia na YouTube. Mój trener przeanalizował te walki. Wiemy, czego możemy się po nim spodziewać. Gdzie obejrzeć KSW 60? Transmisję na żywo w jakości Full HD będzie można obejrzeć m.in. w serwisie Ipla.tv. Gala dostępna jest na Smart TV, komputerach i urządzeniach mobilnych. Dostęp do wydarzenia można wykupić płacąc BLIKiem, przelewem lub kartą. Kliknij i zagwarantuj sobie dostęp już teraz! TUTAJ » Obaj bardzo dobrze czujecie się w stójce. Paradoksalnie często w takich pojedynkach decydują umiejętności parterowe. Jak ty czujesz się w tej płaszczyźnie? - To co powiem, nic nie znaczy. Ostatecznie to kwestia tego, czy będę w sytuacji, w której będę musiał te umiejętności wykorzystać, a jak będę musiał, to czy będę potrafił. Jeżeli chodzi o sytuacje treningowe, to wygląda to przyzwoicie. Wiele elementów mam przerobionych. Nie czuję, że gdy znajdę się w parterze, to będę w tarapatach. W debiucie w MMA pokonałeś Quentina Domingosa. Rywal odniósł kontuzję. Byłeś trochę zawiedziony sposobem zakończenia tej walki? - Delikatnie byłem zawiedziony. Miałem trochę inną wizję tego, jak ta walka się zakończy. Z drugiej strony walka wygrana i chwilę spędziłem w klatce. To była pierwsza walka. Była duża presja związana z moim przejściem z boksu do MMA. Cieszę się po prostu ze zwycięstwa, co nie zmienia faktu, że miałem chęć, żeby pokazać znacznie więcej. Najbliższa walka będzie dopiero twoją drugą w MMA. Jak traktujesz swoją przygodę z tym sportem? Chciałbyś osiągnąć coś wielkiego? - Żyjemy w czasach, gdzie każdy może powiedzieć, co mu ślina na język przyniesie. Najpierw mogę powiedzieć zdobędę pas KSW, rozwalę tutaj wszystkich, a potem przejdę do UFC i tam się będę bił. Nikt mi za to nic nie zrobi. W mojej sytuacji powinienem się jednak skoncentrować na tym, żeby wygrać najbliższą walkę. Podchodzę do tego z dużym zaangażowaniem. Zamierzam zwyciężyć, a potem wrócić na salę, dalej się rozwijać, dalej się uczyć. Nie staram się niepotrzebnie za daleko wybiegać w przyszłość, bo jest ona nieodgadniona. Jeśli chodzi o moje ambicje, marzenia, to mam je, ale nie zamierzam się nimi dzielić. Chcę robić swoją robotę i mam nadzieję, że będzie mi to dobrze wychodzić. Rozmawiał Michał Przybycień Tego jeszcze nie widziałeś! Sprawdź nowy Serwis Sportowy Interii! Wejdź na sport.interia.pl!