W walce wieczoru sobotniej gali KSW 59 rywalem Mariusza Pudzianowskiego miał być Serigne Ousmane Dia czyli po prostu "Bombardier". Senegalczyk w ostatniej chwili jednak wypadł z rozpiski, ze względu na atak wyrostka robaczkowego.Ostatecznie "Pudzian" zmierzył się z Nikolą Milanoviciem. Szybko się z nim uporał. Pojedynek trwał 72 sekundy. Pudzianowski walczył z ochroniarzem Marcina Gortata Serb, który był mistrzem Polski w judo i sambo, nie był nawet opcją rezerwową. Wskoczył do walki trochę z przypadku. W mediach społecznościowych "Pudzian" zdradził kulisy tego zestawienia. Przyznał, że mierzył się z ochroniarzem, który pomaga m.in. Marcinowi Gortatowi. "Na miejsce Bombardiera wszedł niejaki Nikola Milanović - ochroniarz Marcina Gortata bez żadnego doświadczenia w zawodowym MMA, ale mający za sobą przeszłość w judo i sambo, a także - jak wieść gminna niesie - śmiało poczynający sobie na ochroniarskim rynku w Łodzi. Pudzian nie lekceważył jednak debiutanta. Na walkę, w której do ugrania nie miał w zasadzie nic, a na szali stawiał bardzo dużo, wziął, bo było mu już wszystko jedno po zawirowaniach związanych z galą" - napisano na facebookowym profilu Pudzianowskiego. "Pudzian" szybko zwyciężył, ale przez chwilę był w opałach. Zarzucano mu, że nieprzepisowo sobie pomagał, łapiąc się klatki. Były strongman odpowiedział też na te zarzuty. "To jest po prostu odruch bezwarunkowy. Sędzia krzyknął "puść siatkę", to od razu puściłem. Nie wiem, czy ja się wybroniłem (przed obaleniem). Podczas walki nie myślisz, nie patrzysz, tylko po prostu odruchami reagujesz" - przyznał Pudzianowski.MP Tego jeszcze nie widziałeś! Sprawdź nowy Serwis Sportowy Interii! Wejdź na sport.interia.pl!