Starcie Mariusza Pudzianowskiego z "Bombardierem" miało być walką wieczoru podczas sobotniej gali KSW 59. Wszystko zmieniło się nagle tuż przed pojedynkiem, kiedy okazało się, że Senegalczyk miał atak ostrego zapalenia wyrostka robaczkowego i jego występ nie będzie możliwy. Włodarze gali natychmiast rozpoczęli poszukiwania nowego rywala dla "Pudziana", którym wreszcie okazał się Nikola Milanović. Serbski judoka zdecydował się podjąć wyzwanie, ale poznanie rywala na kilka chwil przed walką, nie było komfortowe dla żadnej ze stron. Ostatecznie w starciu lepszy okazał się Pudzianowski, ale kibice nie takiej walki oczekiwali. Teraz "Bombardier" zdecydował się na kilka słów wyjaśnienia. "Bombardier" wciąż chce walczyć "Przepraszam kibiców KSW. Ostatnie dwa miesiące to wiele treningów i energii włożonej w przygotowania. Polscy dziennikarze byli w Senegalu i widzieli, jak się przygotowywałem. [...] Źle poczułem się nad ranem w dniu walki. Poczułem bóle brzucha, które okazały się ostrym zapaleniem wyrostka robaczkowego" - powiedział wojownik w opublikowanym przez siebie oświadczeniu na Instagramie. Serigne Ousmane Dia dodał, że lekarze wyraźnie zaznaczyli, że walka w jego wykonaniu nie będzie możliwa. Otrzymał zakaz, a następnie podjął decyzję o wylocie do Francji, aby tam poddać się operacji. "Mam nadzieję, że dojdzie do walki, bo czuję, że cały świat na nią czeka" - dodał jeszcze "Bombardier". Martin Lewandowski - współzałożyciel polskiej federacji KSW, przyznał, że walka faktycznie dojdzie do skutku i to jeszcze w tym roku. "On wciąż ma z nami ważny kontrakt. Mogę ujawnić, że on wykonał kawał promocyjnej pracy i nie otrzymał za to pół euro, bo nie doszło do walki. Jemu naprawdę zależało na tym występie, bo to się wiązało z wynagrodzeniem" - tłumaczył się Lewandowski. AB