Soldić w Hali Ludowej był bohaterem walki wieczoru po tym, jak w grudniu w Katowicach niespodziewanie rozprawił się z jedną z gwiazd KSW Borysem Mańkowskim. Samo zwycięstwo jeszcze nie było sensacyjne, ale już styl wygranej poprzez absolutne zdominowanie "Diabła Tasmańskiego" z Poznania robił wrażenie. Każdy, kto miał nadzieję, że Soldić na długo umości się na tronie w największej polskiej federacji, srogo się zawiódł. Chorwat jedynie rozpoczął obiecująco, ale bardzo szybko zaczął oddawać inicjatywę, co Du Plessis bezlitośnie wykorzystał. Zawodnik z RPA znokautował posiadacza pasa w drugiej rundzie i został nowym mistrzem. Soldić przegrał, bo kompletnie zabrakło mu profesjonalizmu i zdrowego rozsądku w procesie zbijania wagi. "RoboCop" doprowadził do tego, że na pięć dni przed galą KSW 43 miał do zrzucenia aż 18 kilogramów. W pewnej chwili występ zawodnika stanął pod znakiem zapytania. "Wszystko zaczęło się komplikować, kiedy w poniedziałek pojawiłem się w Polsce. Wszystko zaczęło mnie irytować i miałem spore problemy ze zrzucaniem wagi. Taka sytuacja przydarzyła mi się pierwszy raz w karierze. Włodarze KSW odradzili mi, żebym poszedł do szpitala na badania, bo najprawdopodobniej zostałbym w nim zatrzymany i nie mógł przystąpić do walki" - napisał Soldić na swoim koncie na Facebooku. "Zostałem w hotelu. Skóra na moim ciele zaczynała zmieniać kolor na żółty, a ciało zalał zimny pot. Wyglądałem jak martwy człowiek. Później wziąłem sporo witamin, żeby poczuć się lepiej, ale cały czas czułem się jak śmieć..." - wyznał zawodnik, przyznając na koniec, że cały czas odczuwa skutki drastycznego "cięcia" wagi. Art