To była walka, na którą fani mieszanych sztuk walki czekali przez długie lata. W klatce zmierzyły się bowiem dwie ikony KSW i osobowości, które elektryzują tłumy. Z jednej strony Mariusz Pudzianowski - były strongman, który na przestrzeni ostatnich lat pokazał, że może być także znakomitym wojownikiem. Z drugiej zaś Marcin Różalski - nietuzinkowy, bezkompromisowy i waleczny zawodnik, który w przeszłości zdobywał tytuły mistrza świata w kickboxingu, a w KSW zasłynął z tego, że zawsze idzie na otwartą wojnę z rywalem. Tak było też tym razem. Początek należał do "Różala", który zadał mocny cios w twarz "Pudziana". Mariusz doszedł jednak do siebie i próbował sprowadzić walkę do parteru. Po chwili dostał jednak cios nogą w przyrodzenie i sędzia na chwilę musiał zatrzymać pojedynek. Kiedy walka została wznowiona, inicjatywę przejął Pudzianowski, który rzucił rywala na matę i czekał na okazję, by zadać mu kilka mocnych ciosów. Różalski próbował odpowiadać ciosami młotkowymi, ale był wyraźnie podmęczony. Druga runda zaczęła się identycznie jak pierwsza. Kibice znowu obejrzeli otwartą wojnę i ostrą wymianę ciosów. Wreszcie "Pudzian" cisnął rywalem o matę i wydawało się, że lada chwila uzyska miażdżącą przewagę, bo w parterze zawsze spisywał się lepiej od przeciwnika. Pudzianowski wyprowadzał kolejne ciosy młotkowe, a Różalski długo nie był w stanie odpowiedzieć. Wreszcie stało się coś, czego nie spodziewał się nikt w Ergo Arenie! "Różal" założył rywalowi gilotynę i po chwili pojedynek został zakończony. Kibice byli w szoku, bo wydawało się, że Pudzianowski ma walkę pod kontrolą. - Nie wiem, co tam się stało. Nie czułem się uduszony, ale skoro zadecydował tak sędzia... Z nim się nie dyskutuje. W MMA wszystko może się zdarzyć. Czy będę walczył dalej? Czas pokaże, w przyszłości ogłoszę decyzję - powiedział "Pudzian". - Mariusz swoje waży, wiedział, że walczy z psychopatą, wiedział, jak to dobrze skontrolować. Ale udało mi się go podejść jednym z trzech sposobów - przyznał z kolei Różalski.