Łukasz Charzewski prowadził ten pojedynek pod swoje dyktando od pierwszych sekund. Już na samym początku wywarł dużą presję na Michale Sobiechu i niemalże przez całą rundę dociskał go do siatki. W drugiej odsłonie "Harry" nie zmienił taktyki i nadal mocno napierał na rywala. Starcie w pewnym momencie przeniosło się do parteru, gdzie w zasadzie przypadkowo zawodnik z Bielska-Białej łokciem rozciął powiekę wojownika z Wrocławia. W przerwie pomiędzy drugą a trzecią rundą starcie stało pod znakiem zapytania. Do klatki wszedł lekarz, który ocenił stan zdrowia Charzewskiego. Można było pomyśleć, że medyk przerwie bój i ogłosi niezdolność zawodnika do walki. Doktor pokazał pewną ilość palców i zapytał wrocławianina, ile ich widzi. Najpierw podpowiadał narożnik, ale lekarz odsunął zawodnika na bok i zapytał jeszcze raz. Przerażający nokaut i wielka niespodzianka. Nowy mistrz okazał się bezlitosny Ten odpowiedział poprawnie i mógł kontynuować bój. Mocno krwawiąc, zdołał dotrzymać batalię do końca i ostatecznie wygrać przez jednogłośną decyzję sędziów. Po zakończeniu pojedynku okazało się, że "Harry" nieco oszukał lekarza. KSW 91: koszmarny uraz Łukasza Charzewskiego - Zgadłem - powiedział na gorąco w wywiadzie po walce. - Proszę mi uwierzyć, że to była chwila. Wcześniej pokazywał dwa i później pomyślałem, że pokarze trzy, więc strzeliłem - dodał popularny "Harry". Narożnik byłego mistrza FEN po tym pojedynku nadał mu nowy przydomek "Cyklop", a jest to mityczna postać, która miała jedno oko. - Czułem, że wygrywam i wiedziałem, że lekarz nie może teraz przerwać. Dźwigałem wielką presję, chciałem wejść mocno na gali w Gliwicach, a tutaj również nie pokazałem prawdziwego siebie. Muszę trochę popracować, ale uwierzcie mi, że moja głowa była bardzo obciążona - wspomniał. Przypomnijmy, że w debiucie w KSW Charzewski musiał po raz drugi w karierze poznać smak porażki, ulegając Ahmedovi Vili.