Artur Gac, Interia: Wielka gala, spektakularna hala Madison Square Garden w Nowym Jorku i trzydziestolecie UFC. Na pani, która emocje "przerabiała" na własnym przykładzie, to także robi wrażenie i przyprawia o szybsze bicie serca? Joanna Jędrzejczyk, była mistrzyni UFC: - Myślę, że tak. Zresztą wspomniał pan już o hali, która jest absolutnie magiczna i uchodzi za mekkę dla sztuk walk. Walczył tutaj legendarny pięściarz Muhammad Ali, ale także inni wspaniali zawodnicy boksu oraz mistrzowie MMA. Ja dwukrotnie byłem częścią organizowanych tutaj gal, najpierw z sukcesem w 2016 roku przy okazji UFC 205 ("JJ" pokonała Karolinę Kowalkiewicz - przyp.), a rok później przegrałam tutaj pierwszą z dwóch walk z Rose Namajunas. Ogromnie cieszę się za każdym razem, gdy wracam do tej areny. Wiadomo, fani mogą nie być do końca pocieszeni, bo szef restauracji, w której właśnie przebywam, czyli Stipe Miocic nie stoczy na tej gali walki wieczoru z Jonem Jonesem, który nabawił się kontuzji, niemniej i tak obsada pojedynków jest tutaj wspaniała. Zresztą każda karta walk UFC powoduje ciarki u fanów MMA. Bardzo się cieszę, że mogę tutaj być i ekscytuję się tym faktem. Na którą walkę czeka pani szczególnie? - Niewątpliwie najbardziej emocjonuję się występem Toma Aspinalla, którego znam prywatnie. Tom ma polską żonę, śpiewa po polsku "Nie płacz Ewka", tak że całym sercem jestem za zawodnikiem z Anglii. Z kolei w drugim pojedynku o pas uważam, że albo Jiri Prochazka, albo Alex Pereira zrobią miejsce dla Jana Błachowicza, który znów stanie przed szansą zdobycia tytułu mistrza UFC. W obsadzie gali, z tym że na karcie wstępnej, mamy też polski akcent za sprawą Mateusza Rębeckiego, który również spełni swoje marzenie o występie w MSG. Znamy perturbacje z przeciwnikiem, który zmienił się na niespełna tydzień przed galą, co nigdy nie jest komfortową sytuacją. - Zgadza się, a takie sytuacje rodzą duże ryzyko i niepewność. Mateusz ma z jednej strony ten plus, że przerobił cały obóz, ale założenia taktyczne realizował pod innego przeciwnika. Mateusz bardzo ciężko wydreptywał sobie miejsce w UFC poprzez ciężką pracę. Zresztą pamiętam dobrze, jak podejmował decyzję, zaryzykował bardzo dużo poświęcając swoje życie prywatne, ale najważniejsze, że zdołał spełnić swoje marzenia. Jestem z niego bardzo duma i mam wielkie przekonanie, że odniesie w federacji trzecie kolejne zwycięstwo. Fakt, że przeciwnik Roosevelt Roberts nie wypełnił limitu kategorii lekkiej też świadczy o tym, że wziął pojedynek z marszu i najpewniej nie jest w najwyższej dyspozycji. - Z punktu widzenia Mateusza ważne jest to, że mimo problemów jednak zawalczy. Z tego trzeba się cieszyć. Nie ukrywajmy, że koszty, jakie zawodnicy ponoszą w trakcie przygotowań, są olbrzymie. Dlatego każdy zawodnik za wszelką cenę pragnie zawalczyć, bo inaczej ostatnie dwa lub trzy miesiące poszłyby na marne, również w aspekcie finansowym. Intuicja mi podpowiada, że mimo niełatwego położenia Mateusz stanie na wysokości zadania. Na ważeniu widać było, że jest bardzo uśmiechnięty i naturalny, co zawsze jest dobrym prognostykiem. Mentalnie jest dobrze przygotowany i ta sytuacja w żadnym wypadku nie wytrąciła go z równowagi. Już wczoraj zdążyła mi pani napomknąć, że wypełnia pewne obowiązki sponsorskie w Nowym Jorku. Jak wyglądają kulisy pani przylotu tutaj i obecności na UFC 295, bo wiemy, że przybyła pani na specjalne zaproszenie. - Zawsze mam do wykonania jakieś obowiązki sponsorskie w sytuacji, gdy jestem gościem specjalnym na gali. UFC ściągnęło mnie tutaj właśnie w tym charakterze, tym bardziej, że w tym roku obchodzimy wspomniane przez pana 30-lecie istnienia federacji. Ja znalazłam się na liście wyróżnionych 30 najbardziej wpływowych zawodników i zawodniczek w 30-letniej historii UFC. A zostałam wybrana z grona ponad 2400 wojowników, którzy na przełomie trzech dekad walczyli ku chwale organizacji. Jest to dla mnie mega wyróżnienie i dowód na to, że tak mocno zaznaczyłam swoją 10-letnią karierę na kartach najbardziej prestiżowej federacji MMA na świecie. To naprawdę ogromny zaszczyt, gdy człowiek zdaje sobie sprawę, że został wybrany do tak elitarnego grona. Dodam, że podczas tych aktywności udało mi się przedłużyć kontrakt z globalną marką, co wydarzyło się właśnie dzięki temu, że przyjechałam do Nowego Jorku. Jestem podwójnie szczęśliwa, że moja wartości wciąż nie spada, a powiedziałabym, że nadal utrzymuje się na tym poziomie, który wypracowałam sobie latami ciężkiej pracy. Takie owoce są również bardzo satysfakcjonujące. W ostatnich dniach miałem okazję porozmawiać z wieloma sławami UFC, takimi jak była gwiazda i jeden z pionierów Royce Gracie, czy szykujący się do starcia o pas mistrza w kat. koguciej Marlon Vera. Wspólnym mianownikiem jest to, że pytani o zawodników z Polski, w pierwszym szeregu wymieniają właśnie panią, mnożąc komplementy. Vera wypowiedział takie słowa: "gdy zaczynałem, Joanna już była na topie. Zostałem jej ogromnym fanem. Lubię jej energię i bardzo mi się podobało to, że była bardzo zadziorna, mając podejście na zasadzie: ‘pie*** cię’. Ja staram się postępować podobnie jeśli chodzi o moich przeciwników". - Jeden zwrot jest trochę mocny, ale inaczej wyraża się ekspresję, gdy chce się podkreślić czyjąś wspaniałość lub wielkość (uśmiech). Faktycznie tak było, że zawsze starałam się być w najlepszej dyspozycji i swoją mową ciała także starałam się to pokazywać. Wiele osób uważało, że to była arogancja czy wywyższanie się, ale nie to było moją intencją. Pokazywałam pewność siebie, która poparta była ciężką pracą. Ten sport jest taki, że ktoś staje naprzeciwko ciebie, żeby cię pobić i zabrać ci całą karierę. Dlatego zawsze poświęcałam wszystko, co miałam - fizycznie i psychicznie, aby wejść do oktagonu w możliwie optymalnej gotowości. Od lat rozmawiam z wieloma zawodnikami ze sportów walki i pewnie brakłoby nam palców u rąk, żeby wymienić wszystkich, którzy kończyli kariery i twierdzili, że decyzja jest definitywna, ale z biegiem czasu dojrzewali - z różnych pobudek - do powrotów. Tak z ręką na sercu, jak to wygląda w pani przypadku? - Akurat wczoraj miałam nagranie dla jednej z brytyjskich telewizji, gdzie pojawiło się podobne pytanie. Oczywiście, że chciałabym wrócić, tym bardziej że ostatni camp przed walką, którą przegrałam przez nokaut (z Chinką Zhang Weili w czerwcu 2022 roku - przyp. AG) był moim najlepszym w karierze, w każdym aspekcie. Jak już wspomniałam, zawsze dawałam z siebie sto procent, ale wtedy czułam się szczególnie. Niestety okazało się, że z każdą kolejną walką mój max nabierał różnego znaczenia, choć cały czas starałam się iść do przodu i przesuwałam swoje limity. Zawsze też podkreślałam, że chciałabym odejść na sportową emeryturę na własnych zasadach. Oczywiście fajnie by było z wygraną, a najlepiej z pasem, ale zdrowie mamy tylko jedno. Wielu ludzi widzi tylko moje ostatnie lata, gdy najpierw zdobyłam pas UFC, a później go straciłam, jednak ja ciężko harowałam przez dwadzieścia lat, w tym czasie tocząc 120 walk. W związku z tym obciążenia na moje ciało był bardzo duże, co wystawiło pewną cenę. Teraz przechodzę rehabilitację po operacji barku i zwyrodnieniu w kości. To czas, żeby zadbać o siebie, przede wszystkim o głowę. Dlatego wróciłam do nauki, na studia, a ponadto rozkręcam bardzo dużo biznesów. Interesuję się też wieloma rzeczami i chcę udowodnić swoją klasę w innych obszarach. Tak że chyba czas zejść ze sceny i zawiesić rękawice na kołku, choć bardzo, ale to bardzo bym chciała wrócić. Wiem jednak, że jest to niezwykle cienka linia, którą można przekroczyć i spaść. Bo co, pieniądze i medialność wezmą górę? Nie wiem, może za dwa lata obudzę się i powiem sobie: "kurcze, muszę to zrobić, bo bardzo mi tego brakuje". A wtedy nikt nie powinien tego oceniać, bo każdy może zmienić decyzję, ale na tę chwilę mówię "nie". Rozmawiał Artur Gac, Nowy Jork