Pojedynek Filipczaka z Kijańczukiem szybko się zakończył. Trwał niecałe dwie minuty.Walkę przerwał sędzia. Filipczak założył rywalowi tzw. "gilotynę". Sędzia uznał, że Kijańczuk stracił przytomność i zakończył pojedynek. Protesty Kijańczuka Wydaje się się jednak, że arbiter przerwał walkę za wcześnie. Po zakończeniu walki Kijańczuk głośno protestował. Kłócił się z arbitrem twierdząc, że cały czas kontrolował sytuację. Sędzia był jednak bezwzględny. Tłumaczył się, że zawodnik nie reagował na komendy.W takich przypadkach walkę przerywa się gdy zawodnik odklepie lub straci przytomność. Tu nic takiego nie miało miejsca, ale zwycięzcą walki został uznany Filipczak. W proteście przeciw decyzji sędziego Kijańczuk opuścił klatkę przed ogłoszeniem werdyktu. - Czuję się oszukany. Nie dano mi szansy walki. Przerwano walkę "z kapelusza". Gilotyna nie była ciasno zapięta. Chciałem poczekać, aż on się zmęczy. Nie było też klepania - powiedział Kijańczuk w studiu Polsatu, w rozmowie z Justyną Kostyrą. Wcześniej, po wyniszczającym boju, Damian Bujkowski pokonał w trzeciej rundzie Marcina Sianosa.MPTego jeszcze nie widziałeś! Sprawdź nowy Serwis Sportowy Interii! Wejdź na sport.interia.pl!