Polscy fani MMA z pewnością pamiętają "Stillknocksa". Do KSW dołączył jako podwójny mistrz afrykańskiej organizacji EFC i od razu w debiucie mierzył się o pas, którego posiadaczem wówczas był Roberto Soldić. Panowie dali wyniszczającą walkę, ale ostatecznie w drugiej rudzie Du Plessis ustrzelił Chorwata i odebrał mu tytuł mistrzowski. Pół roku później doszło do rewanżu, w którym nie miał tak łatwo. Zdeterminowany "Robocop" nie mógł znieść porażki i robił wszystko, aby odzyskać trofeum. Udało mu się brutalnie odegrać w trzeciej rundzie. "Stillknocks" wygrał później jeszcze jedną walkę w KSW i postanowił zmienić organizację. W UFC zadebiutował w październiku 2020 roku i od razu znokautował oponenta lewym sierpowym. Z czasem poprzeczka szła w górę, ale nie straszni mu byli Trevin Giles, Brad Tavares, Darren Till czy Derek Brunson. Potężna bomba i nokaut w 12 sekund. Polak bezwładnie padł na twarz Na gali UFC 290, gdy zestawiono go z niedawnym czempionem Robertem Whittakerem był skazywany na porażkę. Reprezentant RPA nic sobie z tego nie zrobił i w 2. rundzie znokautował Australijczyka, zgarniając za to bonus w wysokości 50 tys. dolarów. Dricus Du Plessis po takiej serii wygranych musiał dostać walkę o pas. Na gali w Toronto stanął naprzeciw Seana Stricklanda. Już od pierwszej rundy było wiadome, że to będzie elektryzujący bój. Jeden i drugi miał swoje momenty, a tempo starcia było bardzo wysokie. UFC 297: Niesamowita historia. Były mistrz KSW czempionem UFC Druga odsłona toczyła się w stójce i minimalnie przeważał w niej Afrykaner. W trzeciej z kolei były mistrz KSW musiał walczyć ze spuchniętym okiem, co na pewno utrudniało widzenie. Amerykanin wykorzystywał błędy "Stillknocka", kiedy ten agresywnie napierał. Ten jednak się odegrał w kolejnej odsłonie i rozciął Stricklandowi łuk brwiowy, próbował też obaleń, ale ówczesny czempion dobrze się bronił. W końcu nadszedł czas na decydującą piątą rundę. Wydawało się, że zwycięzca tego pięciominutowego starcia wygra całą walkę. Problem w tym, że była ona niezwykle wyrównana przez co sędziowie mieli ciężki orzech do zgryzienia. Po 25 minutach arbitrzy nie byli jednomyślni. Dwóch punktowało 48-47 dla Du Plessisa, a jeden na odwrót 48-47 dla Stricklanda. Jak można zauważyć na poniższych kartach, decydująca była trzecia runda. - Patrzyliśmy właśnie, jak media to punktowały. Przed ostatnią rundą miałem 2-2. Myślałem, że Strickland wygrał ostatnią rundę. Ludzie, którzy siedzieli przy tym samym stole, mieli odwrotnie. To była bardzo bliska walka - mówił po pojedynku prezydent UFC Dana White. Zapewnił też, że bez dodatkowego pojedynku na pewno się nie obejdzie. Bój podobał się kibicom oraz organizatorom. Szefostwo postanowiło nagrodzić uczestników walki wieczoru dając im bonus w wysokości 50 tys. dolarów za najlepszy pojedynek gali.