Lato roku 1988 było tak upalne, że wręcz pomarańczowe. Eliminacje do ME również przebiegały pod znakiem pomarańczy, tym bardziej że Polacy w kwalifikacyjnej grupie V trafili na Holendrów, a do ośmiodrużynowych finałów awansował tylko zwycięzca grupy, czyli "Oranje". Nie była to tragedia, ówczesne media bezustannie powtarzały, że mistrzostwa Starego Kontynentu to impreza bez porównania trudniejsza od mundialu i faktycznie na udział w Euro musieliśmy poczekać jeszcze długie 20 lat. Na papierze eliminacyjne losowanie nie było najgorsze (Polska, Holandia, Grecja, Węgry, Cypr). Zaczęło się całkiem dobrze - wygrana z Grecją i wyjazdowy remis z Holandią, ale potem była równia pochyła. Kulminacja nastąpiła w kompromitującym 0:0 z Cyprem w Gdańsku. Był to pierwszy wyjazdowy punkt dla piłkarzy z wyspy Afrodyty we wszelkich eliminacjach. Ostatecznie wyprzedziliśmy jedynie Cypr, najlepsi byli Holendrzy, a jak się miało okazać później - z nimi przegrać nie było żadnym wstydem. Na gorąco jednak ówczesną armadę selekcjonera zwanego Baryłą bezbłędnie podsumował Jan Tomaszewski: "Wojciech Łazarek zapowiadał radosną piłkę w naszym wykonaniu i tak też się stało: cała Europa się z nas śmieje". Jak na pomarańczową grupę przystało, sam owoc odegrał w niej niemałą rolę. Otóż podczas meczu między Holandią a Cyprem w Rotterdamie jakiś lokalny półgłówek rzucił w kierunku bramkarz gości pomarańczą, wewnątrz której ukryta była świeca dymna. Bramkarz został zraniony, a Cypryjczycy dopiero po godzinie dali się ubłagać do powrotu na boisko. Skończyło się 8-0, ale UEFA kazała mecz powtórzyć, co było rozwiązaniem kompromisowym, jako że istniała groźba wykluczenia Oranje z rozgrywek. W proteście przeciw takiemu rozwiązaniu Grecy (drudzy w tabeli) wystawili w ostatnim meczu grupowym przeciw Holandii reprezentację młodzieżową. A sam mecz przenieśli na mało kojarzącą się w z futbolem wyspę Rodos. Skończyło się 3-0 dla przyjezdnych. Grupa A - Maldini nigdy nie był młody? W meczu otwarcia turnieju finałowego na stadionie Fortuny Düsseldorf zachodnioniemieccy gospodarze podejmowali Włochów. Reprezentacja Italii po meksykańskim mundialu została znacznie odmłodzona i robiła niezłe wrażenie, grając futbol ofensywny, a nie catenaccio. Po murawie biegali 29-letni Carlo Ancelotti (nieco szczuplejszy niż dziś), 23-letni Roberto Mancini (bez szalika) i jego rówieśnik Gianluca Vialli (z włosami). Paolo Maldini miał wtedy 19 lat, był najmłodszym uczestnikiem turnieju i wszyscy powtarzali, jaki on obiecujący. Dariusz Szpakowski też był wówczas młody i nie mógł się nadziwić, czemu RFN dostał rzut wolny z pola karnego parę minut po otwierającym golu Manciniego. Otóż angielski sędzia Keith Hackett uznał, że włoski bramkarz Walter Zenga trzymał piłkę dłużej niż przepisowe cztery sekundy. Z rzutu wolnego pośredniego wyrównującego gola zdobył Andreas Brehme. Wszyscy byli w PRL zgodni, że Niemcy przekupili sędziego. Czemu aż tyle piszę o jednym meczu? Bo pozostałe w tej grupie były raczej nieciekawe i kończyły się zgodnie z przewidywaniami. Duński Dynamit już dawno się wypalił, a nowe pokolenie miało wykazać się dopiero za cztery lata, natomiast Hiszpanie cierpieli na kompleks "machismo", przynajmniej zdaniem Andrzeja Zydorowicza. Wyniki: RFN - Włochy 1-1 Dania - Hiszpania 2-3 Włochy - Hiszpania 1-0 Dania - RFN 0-2 RFN - Hiszpania 2-0 Włochy - Dania 2-0 1. RFN 5:1 5-1 2. Włochy 5:1 4-1 3. Hiszpania 2:4 3-5 4. Dania 0:6 2-7 Grupa B - dzielni Irlandczycy W grupie A wszystko poszło zgodnie z planem, na szczęście o wiele ciekawsza była grupa B. Jak u Hitchcocka: "trzęsienie ziemi, a potem napięcie rosło". Alfred Hitchcok był do bólu angielski, dlatego pewnie przewracał się w grobie, gdy synowie Albionu w pierwszym meczu ulegli 0-1 ubogim kuzynom z Irlandii. Tym bardziej, że drużyna Bobby’ego Robsona była faworytem nie tylko tego meczu, a całego turnieju, po tym jak w eliminacjach zmiażdżyła Turcję 8-0. Jugosłowiańscy Plavi próbowali rzucić rękawicę piłkarzom z ojczyzny futbolu, ale w decydującym meczu polegli 1-4 u siebie (do przerwy 0-4). Dla Irlandczyków mecz z Anglią to jak dla nas mecz z Rosją czy Niemcami. Jakby tego było mało, w barwach Eire na ławce angielski mistrz świata z roku 1966 Jackie "Żyrafa" Charlton, a wśród rezerwowych Tony Cascarino, który po latach przyznał, że z reprezentacją Irlandii podróżował z paszportem brytyjskim, gdyż obywatelstwa zielonej wyspy zwyczajnie nie posiadał. Zwycięskiego gola dla Irlandii zdobył... Szkot z Glasgow Ray Houghton. Ogromna sensacja. W drugim meczu tej grupy Holandia przegrała 0-1 z ZSRR, spotkali się rywale, którym przyszło zmierzyć się jeszcze raz na tym turnieju - w finale. Porażka wyszła w efekcie Holendrom na dobre, gdyż od następnego meczu od początku zagrał Marco van Basten, którego nawet numer na koszulce (12) przewidywał jedynie rolę rezerwowego. Grał i to jak! Z Anglią van Basten ustrzelił hat-tricka i dumni, faworyzowani Anglicy mogli zacząć się pakować. Dzielni Irlandczycy pozostawali niepokonani, w drugiej kolejce zremisowali 1-1 z ZSRR. Ich styl gry nie był piękny, ale skuteczny. Budzili powszechną sympatię. Po latach usłyszałem taką oto historię: mecze Irlandczyków komentował Jimmy Magee, którego nazywali "memory man", bo miał niezawodną pamięć. Po meczu z Sowietami poszedł na spacer po parku w Hanowerze i natknął się na trzech mocno zmęczonych życiem, leżących na ławce irlandzkich fanów. - Cześć, Jimmy. To ciebie nazywają "memory man"? - Tak na mnie mówią, to prawda. - Znasz odpowiedzi na wszystkie pytania? - Ha ha, tak to prawda. - W takim razie mam pytanie do ciebie. - Dawaj. - Gdzie jest nasz pieprzony hotel? Eire siedmiu minut zabrakło do awansu. Holender Wim Kieft w zamieszaniu podbramkowym głową pokonał Pata Bonnera i stało się najgorsze. Wyniki: Anglia - Irlandia 0-1 Holandia - ZSRR 0-1 Anglia - Holandia 1-3 Irlandia - ZSRR 1-1 Holandia - Irlandia 1-1 Anglia - ZSRR 1-3 1. ZSRR 5:1 5-2 2. Holandia 4:2 4-2 3. Irlandia 3:3 2-2 4. Anglia 0:6 2-7 Półfinały Tak jak na wielu innych mistrzowskich imprezach ten etap rozgrywek najbardziej wrył się w pamięć. Najpierw w Hamburgu (na stadionie HSV odbył się tylko jeden mecz w tym turnieju, ale za to jaki!) zmierzyli się odwieczni rywale: Niemcy i Holandia. Rumuński sędzia Ioan Igna po gospodarsku dał po karnym każdej z drużyn. Gdy wydawało się, że będzie dogrywka, ofensywny wślizg van Bastena uprzedził Jürgena Kohlera i rewanż za rok 1974 stał się faktem! Do tej pory to Niemcy wyrywali zwycięstwa w ostatnich minutach, tym razem było na odwrót! Po meczu Ronald Koeman udawał, że podciera sobie cztery litery koszulką Olafa Thona, czym wzbudził oburzenie między Renem i Odrą. Grali również Rudi Völler i Frank Rijkaard, którzy nieładnie będą na siebie pluli dwa lata później. A jeszcze potem wezmą udział w reklamie szlafroków. W drugim półfinale ZSRR pewnie pokonał Włochów, po dwóch ukraińskich golach w wykonaniu Hennadija Łytowczenki i Ołeha Protasowa. Zresztą tamta drużyna radziecka była bardziej ukraińska niż rosyjska. Trener Walery Łobanowski też był ukraiński. Popatrzymy na skład z półfinału: Dasajew (Rosja/Tatarstan) - Biessonow (Ukraina), Kuźniecow (Ukraina), Chidijatulin (Rosja), Rac (Ukraina) - Alejnikau (Białoruś), Hocmanau (Białoruś), Łytowczenko (Ukraina), Zawarow (Ukraina), Mychajłyczenko (Ukraina) - Protasow (Ukraina). RFN - Holandia 1-2 ZSRR - Włochy 2-0 Finał Historia zatoczyła koło: Holendrom udało się wygrać finał na stadionie, na którym ponieśli najbardziej bolesną klęskę - w roku 1974. Raz udało się Oranje nie kłócić wewnątrz ekipy i efekt był widoczny. Holendrzy triumfowali pod wodzą tego samego trenera co w roku 1974 - Rinusa "Generała" Michelsa, jednego z ojców chrzestnych futbolu totalnego. Holandia - ZSRR 2-0 Kto oglądał futbol w tamtych czasach, tak jak skład AC Milan do teraz zna na pamięć ówczesny skład "Oranje". Zresztą trzy nazwiska się powtarzają. Van Breukelen - van Aerle, R. Koeman, Rijkaard, van Tiggelen - Mühren, Wouters, Vanenburg, E. Koeman - Gullit, van Basten. Finał to oczywiście jeden z najpiękniejszych goli wszech czasów, autorstwa króla strzelców turnieju Marco van Bastena; Rinat Dasajew, świetny bramkarz, nie miał nic do powiedzenia. Drużyna radziecka miała jeszcze karnego w końcówce, ale strzał Ihora Biełanowa obronił Hans van Breukelen. Na tym turnieju dominował futbol ofensywny (żadnego bezbramkowego remisu), tak jak dwa lata wcześniej w Meksyku. Król strzelców: 5 goli - Marco van Basten Drużyna turnieju: van Breukelen - Bergomi, R. Koeman, Rijkaard, Maldini - Giannini, Matthäus, Wouters, Gullit - Vialli, van Basten.