Paradoks tego rozwiązania polegałby na tym, że dwaj Brazylijczycy, prywatnie dobrzy znajomi z reprezentacji, nieraz chcieli grać razem. Jak jeszcze Neymar nie przypuszczał, że jego przygoda w PSG niekoniecznie będzie przebiegała tak, jak sobie to wymarzył, starał się nakłonić władze klubu, aby pomyślały też o ściągnięciu Coutinho. Wtedy bardzo gorącego nazwiska na rynku. Bezskutecznie, z różnych powodów, głównie finansowych. Przez ostatnie kilkanaście miesięcy wszystko się jednak zmieniło. Dwaj najdrożsi "Canarinhos" znacznie stracili na wartości i obydwaj nie mogą uznać dotychczasowych występów w Paryżu i w Barcelonie za udane. To samo źródło, kataloński "Sport", przekonuje również, że Neymar - który nie tylko leczy teraz kolejną kontuzję, ale też musi zmagać się w Brazylii z oskarżeniami o gwałt - nie zamierza już wracać do Paryża i rzekomo nie weźmie udziału w przedsezonowym tournée w Chinach. Teoretycznie to możliwe, w praktyce te wszystkie informacje wymagają pewnych niuansów. Wszyscy zdają sobie sprawę, że sprawa transferu będzie niezwykle skomplikowana. Władze Paris Saint-Germain nieoficjalnie ustaliły cenę wyjściową do negocjacji na poziomie 300 milionów euro, czyli niemal 80 mln więcej niż kwota, za którą Neymar przychodził z Barcelony (222 miliony euro przed dwoma laty). Jest oczywiste, że dzisiaj nikt tyle nie wyłoży za Brazylijczyka, że jest jego wartość przez ten czas (częste kontuzje, nieobecność w kluczowych meczach Ligi Mistrzów) znacznie spadła - według szwajcarskiego ośrodka CIES, zaledwie do 124 milionów. Taktyka obrana przez paryżan nie jest do końca jasna, ale można ją interpretować dwojako. Z jednej strony Paris Saint-Germain otwiera w ten sposób drzwi do potencjalnego transferu, przyznając, że może pozbyć się zawodnika, z który wiązał do niedawna ogromne nadzieje i który miał zostać w klubie "na 2000 procent", jak mówił boss Nasser al-Khelaifi. Z drugiej strony, cena jest zaporowa. A zatem to może być też bardzo wyraźny sygnał dla zawodnika - już kolejny, po głośnym wywiadzie prezesa dla "France Football", że nie będzie więcej zgody na "gwiazdorzenie" - iż kończą się nocne zabawy bez żadnej kontroli i ogromny wpływ na życie całej drużyny, łącznie z popołudniowymi treningami na życzenie Brazylijczyka. Znacznie niższa kwota za transfer plus włączenie do transakcji innych zawodników (Coutinho, Dembele, Umtiti, Rakitić) może wydawać się na papierze bardziej prawdopodobne, ale tutaj również są niemałe wątpliwości. Można bowiem przyjąć, że paryżanie poszliby na takie rozwiązanie, gdyby byli przekonani, że taka wymiana im się opłaci. Sportowo. Tymczasem priorytetem jest dzisiaj dla dyrektora sportowego Leonardo ściągnięcie środkowego pomocnika i niekoniecznie takiego jak Rakitić. Dla Barcelony z kolei problem może być finansowy. I nie chodzi wcale o kwotę transferu, ale o utrzymanie tych wszystkich gwiazd. Ciągle bowiem najbardziej prawdopodobny kierunek dla Antoine’a Griezmanna to Camp Nou, co całkowicie zmienia sytuację. Jego kontrakt ma wynosić ok. 17 mln euro. Jeśli do tego dodamy Luisa Suareza na podobnym poziomie, Leo Messiego, który nie mieści się w żadnych kategoriach (ponad 100 mln euro brutto za rok) i jeszcze Neymara, który obecnie zarabia w Paryżu ponad 37 mln euro, to zasadne jest pytanie: na jaką obniżkę musiałby zdecydować się Brazylijczyk? To może Griezmann do Paryża, a Neymar do Madrytu? Problem w tym, że Francuz nigdy zaprzeczył wcześniejszej opinii, iż nie jest zainteresowany powrotem do Francji, zaś Real wydał już na transfery ponad 300 milionów, a w kolejce jest jeszcze Paul Pogba. Oznacza to, że wszystkie możliwe opcje z Neymarem ciągle leżą na stole, choć niekoniecznie ma on wszystkie karty w ręku. Wielkie negocjacje dopiero się zaczynają. I nie muszą zakończyć się powodzeniem. Remigiusz Półtorak