Jak przyznał już po wygranym spotkaniu (2-0), poirytowany i zmartwiony jak rzadko kiedy, to kara dyscyplinarna za spóźnienie na przedmeczową odprawę. Gdy pojawiły się oficjalne składy na jeden z najważniejszych pojedynków w sezonie Ligue 1 - a na pewno najbardziej prestiżowy - rzucał się w oczy w drużynie paryskiej brak dwóch podstawowych nazwisk. O ile obecność Draxlera kosztem Rabiota (nie wyszedł nawet na rozgrzewkę przed meczem!) mogła dziwić, bo Niemiec ma mniejsze inklinacje do gry defensywnej, a w środku pola został tylko Verratti, o tyle wystawienie Choupo-Motinga kosztem Mbappe wydawało się szokujące. Tak wyraźna jest różnica umiejętności między nimi. Pokerowe zagranie Tuchela trzeba jeszcze umieścić w odpowiednim kontekście. Prestiżowe starcie w Marsylii odbywało się nie tylko z groźnym rywalem, ale również zaraz po słabym meczu z Napoli w Lidze Mistrzów, gdy trzeba było na nowo pokazać siłę, i bez trzech kluczowych graczy: Thiago Silvy, Kimpembe oraz Cavaniego. Trener zmieniał więc de facto połowę najsilniejszego składu. Paradoks polega na tym, że wyraźnie zły i dodatkowo zmotywowany Mbappe potrzebował dosłownie kilku chwil, aby po wejściu na boisko strzelić pierwszego gola, który nadał spotkaniu nowej dynamiki. Tuchel "cofnął karę" swojemu napastnikowi w 62. minucie, a w 65. najmłodszy reprezentant Francji wrzucił szósty bieg (grubo ponad 30 km na godzinę!), z łatwością minął Kamarę i pokonał Mandandę. Jasny sygnał - żaden piłkarz nie jest ważniejszy od klubu Reakcja trenera na pomeczowej konferencji była jednak znamienna. Wyczyn Mbappe - nawet jeśli oznaczał przy okazji 10. gola w sezonie, czym nie może pochwalić się żaden zawodnik w największych ligach - nie zmazał winy. "Nie lubię grać bez Kyliana, tak samo jak bez Adriena, szczególnie w tak ważnym meczu. I jestem zmartwiony tą sytuacją. Ale to była kara dyscyplinarna. Drużyna jest zawsze ważniejsza od indywidualności" - mówił Tuchel. Spokojnie, ale stanowczo. Co więcej, nie odpowiedział wprost na pytanie, sugerujące, czy przypadkiem dla obydwu zawodników takie zachowanie nie było recydywą i czy nie spóźniali się częściej. Po chwilowym zastanowieniu i z wyraźnym zakłopotaniem, Niemiec stwierdził, że... "nie wie, czy chce to komentować". "To nasze wewnętrzne sprawy. Miałem powody, aby podjąć taką decyzję, była ona konieczna, ale nie będę jej dodatkowo wyjaśniał" - powiedział trener PSG. A jednak ukaranie Mbappe i Rabiota w takim momencie (ten drugi ostatecznie wszedł na ostatni kwadrans) jest znacznie ważniejsze niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Nie przesadzając zanadto, ale w takim klubie jak Paris Saint-Germain - niemal strategiczne. Już się pewnie nie dowiemy, czy Tuchel podejmował ryzyko niezależnie od konsekwencji (czytaj: na tablicy wyników) czy może kalkulował, że nawet w teoretycznie osłabionym składzie PSG jest znacznie lepszy od Marsylii, ale wysłał jasny sygnał. Żaden piłkarz nie będzie u niego ważniejszy od klubu. Dla Paryża to jak krople zbawiennego deszczu. Bez przesady. Niektórym gwiazdom wolno (było) więcej Jeśli bowiem w najlepszym francuskim klubie, który na krajowej arenie rozjeżdża wszystkich jak walec, a w Europie - mimo gwiazdorskiego składu i nakładów liczonych w setkach milionów euro - coś szwankuje, to przekonanie wielu czołowych graczy, że mogą sobie pozwolić niemal na wszystko. Często przy aprobacie - a przynajmniej braku sprzeciwu - najwyższych władz. Od tej swoistej "filozofii", nieznanej szerzej w klubach tego pokroju, paryżanie nie mogą się uwolnić w zasadzie od początku, gdy tylko klub przejęli katarscy szejkowie. Mówiąc w największym skrócie: Katarczycy w swoim zapędzie, aby również poprzez sport zdobyć uznanie na arenie międzynarodowej przyjęli dość ryzykowną strategię. Szukając zawodników, którzy powinni nadawać klubowi światowy sznyt i rozpoznawalność (w pierwszym okresie był to Ibrahimowić, teraz są to Neymar i Mbappe), prezes Nasser al-Khelaifi przekazał im jednocześnie prawie wszelkie plenipotencje. Tak, żeby mogli poczuć się naprawdę dowartościowani. Jako twarze bardzo ambitnego projektu, w którym taktyka soft power odgrywa kluczową rolę. Przyczyniły się do tego przeróżne czynniki, łącznie z... geopolitycznymi, bo mały emirat umiejętnie wykorzystuje "swój Paris Saint-Germain" do rozgrywek wybiegających poza sport. Problem w tym, że na końcu efekt był dotychczas jeden: klub jako instytucja nie potrafił wypracować mechanizmów, które by zniechęciły jego gwiazdy do patrzenia na wszystko z góry. Kosztem negatywnego wizerunku, który się tylko utrwalał. Wśród wielkich europejskich drużyn nie ma drugiej takiej sytuacji. Konkretnych przykładów wątpliwego zachowania było w ostatnich latach wiele. Najbardziej znamienny to wybryk Auriera, który w niewybrednych słowach zwymyślał byłego trenera Blanka, ale nie dość, że szybko został rozgrzeszony, to jeszcze prezes pojawił się na trybunach podczas meczu rezerw, gdzie Iworyjczyk został na krótko zesłany. Sygnał był ewidentny: jako klub tolerujemy takie zachowanie. Co więcej, Nasser świadomie pielęgnował podobny układ, pozwalając, by niektórzy zawodnicy mieli uprzywilejowany dostęp do jego ucha (Ibrahimović, gdy jeszcze grał w Paryżu, Thiago Silva...) i mogli bezpośrednio dzwonić za plecami trenera. Głośnym echem odbiła się reakcja, na którą w lutym tego roku pozwoliły sobie... żony Di Marii oraz Thiago Silvy, niezadowolone, że trener Emery pominął ich mężów w składzie na mecz z Realem. Nikt z szefostwa nie wsparł publicznie baskijskiego szkoleniowca, utwierdzając tylko wszystkich w przekonaniu, że niektórym gwiazdom wolno więcej. Konflikt między Neymarem a Cavanim - z apogeum w czasie słynnej "penaltygate" z ubiegłego sezonu - nie był ani nie jest aż tak wielki, jak często opisywały go media, ale brak jasnej i zdecydowanej reakcji trenera albo prezesa nie zapobiegł negatywnemu wizerunkowi, który poszedł w świat. Tuchel wzmocnił swój autorytet w szatni Co by było, gdyby PSG przegrał w niedzielę na Velodrome? Czy Tuchel zostałby oszczędzony czy potraktowany nadzwyczaj ostro? Tego już nikt nie sprawdzi, choć pewne wskazówki były widoczne w przerwie meczu w studiu francuskiego Canalu+. Znany z ciętego języka komentator Pierre Menes, nie żałował cierpkich słów: "Taki wybór zawodników to jakaś aberracja. Możemy się pochylać nad klubem jako instytucją, ale dojdziemy zaraz do wniosku, że ten klub musi wygrywać mecze!". Dzisiaj faktem jest, że tym ryzykownym zagraniem Tuchel wzmocnił swój autorytet w szatni, pokazał, kto jest bossem, ale niewykluczone, że przy okazji miał też inny cel: szczególną mobilizację przed rewanżowym spotkaniem z Napoli w Lidze Mistrzów. Bo niezależnie od rekordów, które PSG ma szansę poprawić, spotkanie w Neapolu w przyszłym tygodniu może zdecydować o być albo nie być w najważniejszych europejskich rozgrywkach na wiosnę. Przekaz jest prosty: na żadne rozprężenie nie można sobie teraz pozwolić i każdy musi się pilnować, choćby nazywał się Mbappe. A przypomnijmy, że dla Rabiota to już kolejna "afera" dyscyplinarna, bo pomocnik PSG odmówił bycia w gotowości reprezentacyjnej przed mundialem, widząc, ze znalazł się tylko na liście rezerwowych. Podczas ostatnich zgrupowań, już po mistrzostwach świata, selekcjoner Deschamps jasno dał do zrozumienia, że okres karencji za takie zachowanie musi jeszcze potrwać. W cieniu kary dla dwóch zawodników PSG chwilę przed rozpoczęciem meczu w Marsylii, trochę niezauważenie przeszła jeszcze jedna kontrowersja. W końcówce sędzia popełnił ewidentny błąd, doszukując się faulu Strootmana na Marquinhosie, tuż przed tym jak gospodarze trafili do siatki. Byłoby 1-1 i zupełnie inne ostatnie minuty spotkania. Jak przekonywał prezes OM, arbiter tłumaczył mu, że dopatrzył się "obstrukcji" Holendra i gwizdnął przewinienie od razu. Ale dlaczego nie poczekał półtorej sekundy na zakończenie akcji i - mimo wymownych gestów trenera Garcii - nie skorzystał z systemu VAR, tego już nie wyjaśnił. Paris Saint-Germain ma więc szansę na wyczyn absolutnie wyjątkowy - dwunaste zwycięstwo z rzędu na początku sezonu. W piątek u siebie z wiceliderem z Lille. Najpewniej już z Mbappe i Rabiotem w podstawowym składzie. Remigiusz Półtorak Zobacz wyniki, terminarz i tabelę Ligue 1