"Trzeba uważać na to jak ocenić Arkadiusza Milika, wielkiego napastnika, który przyjechał z Kampanii dopiero w czwartek, za pół godziny gry na Stade Louis II. Przede wszystkim dlatego, że przez pół roku nie grał, włożony do lodówki przez upartego prezydenta Napoli De Laurentisa, z powodu nieprzedłużenia kontraktu" - pisze największy francuski sportowy dziennik po debiucie reprezentanta Polski pod wielce wymownym tytułem: "Milik nie jest świeży". Gazeta poświęciła Milikowi osobny artykuł, bo transfer 26-letniego napastnika do jednego z najważniejszych klubów we Francji odbił się szerokim echem w tym kraju, a oczekiwania wobec Polaka są ogromne. "L’Equipe" przypomina przy tej okazji debiut innego napastnika, który w nagłym trybie, "jako zbawca dla marsylskiego ludu", przybył do OM - Maria Balotellego w styczniu 2017 roku. Włoch w swoim pierwszym meczu strzelił gola Lille na Stade Velodrome i wywołał wielkie nadzieje na udaną przyszłość w Marsylii. Na początku tak było, ale potem wszystko wróciło do normalności, a potem się załamało. To były więc miłe złego początki. W przypadku Milika ważny jest kontekst jego występu. Zagrał z konieczności po zaledwie jednym treningu z drużyną. Wszedł na boisko w 60. minucie, kiedy widać już było, że Monaco nabrało rozpędu, a Dario Benedetto nie spełnia oczekiwań. Argentyńczyk, środkowy napastnik Marsylii, występujący w klubie od dwóch lat, od dłuższego czasu zawodzi. Mecz z Monaco był znaczącą ilustracją piłkarza, którego docelowo ma zastąpić w pierwszym składzie Milik. Przez godzinę gry Benedetto dotknął piłkę 21 razy, nie oddał żadnego strzału, nie stworzył żadnej groźnej sytuacji na polu karnym rywala. "Dla niego pojawienie się Polaka jest realną groźbą" - podkreśla "L’Equipe". Również lokalny dziennik "La Provence" podkreśla, że polski napastnik dobrze zaczął mecz, próbował atakować, rozgrywać akcje, ale potem niczym Benedetti zniknął. Francuskie media zauważyły, że to Milik "był widzem" gdy Monaco zdobyło drugą bramkę i nie przypilnował strzelca gola Tchouameniego. Na początku swojej drogi w Marsylii Milik na pewno będzie miał ciężko. Zespół jest w kryzysie, przegrał trzeci mecz ligowy z rzędu, co się zdarzyło po raz pierwszy odkąd w klubie pracuje Andre Villas-Boas, szatnia jest targana konfliktami między piłkarzami. To w tej chwili nie jest dobry klub, by się odbudować. "Wielkie początki Arkadiusza Milika, który wszedł w miejsce Dario Benedettiego, nie wystarczyły aby zatrzymać krwawienie i położyć kres kryzysowi, który burzy ten klub i z każdym dniem coraz bardziej osłabia pozycję portugalskiego trenera, który już nie potrafi działać cudów, ani zachować jedności w szatni rozdartej przez ego zawodników" - pisze dziennik "La Procence". Sam Villas-Boas przekonuje, że zespół nie jest w kryzysie. Ma problemy spowodowane kontuzjami. Z optymizmem patrzy w przyszłość, choć wyniki na to nie wskazują. Portugalczyk powiedział też o przyszłości Milka. - Nie grał od 15 listopada, kiedy wystąpił z reprezentacją Polski. Był odsunięty przez Napoli. Dodatkowy tydzień pracy spowoduje, że wróci do formy fizycznej - powiedział trener OM. Kolejny mecz Marsylia zagra w sobotę. Jej rywalem będzie piąte w tabeli Rennes. OM jest szóste i traci 13 punktów do prowadzącego PSG, osiem do trzeciego Lyonu. ok