Belgowie zawiedli na Euro 2024 oczekiwania kibiców, a na Stadio Olimpico przyjechali na mecz Ligi Narodów osłabieni brakiem Kevina de Bruyne. Nie tłumaczy to jednak katastrofalnego startu, jaki zaliczyli w 3. kolejce. Błyskawiczny start Włochów, Belgowie pod ścianą. Czerwona kartka zmieniła obraz gry Włosi nie dali się jeszcze na dobre rozgrzać Belgom, a już prowadzili 1:0. Podopieczni Luciano Spallettiego rozegrali kapitalną kontrę, z której powstrzymaniem nie poradzili sobie defensorzy. Dimarco zagrał wzdłuż bramki do Cambiaso, a ten na raty wpakował piłkę z bliskiej odległości do siatki. Miny reprezentantów Belgii mówiły wszystko - katastrofa. Przyjezdni wyglądali na drużynę pozbawioną pomysłu na grę, a Włosi się rozpędzali. Ich kolejna kontra, tym razem z 24. minuty zakończyła się bramką na 2:0. Z prawego skrzydła mocno ściął do środka Cambiaso, ale Casteels z tym sobie poradził. Wobec dobitki Mateo Reteguiego był już jednak bezradny. Belgowie byli w rozsypce. Gwiazdor reprezentacji Polski poza grupą. Trenował indywidualnie Obraz spotkania zmienił się w mgnieniu oka po tym, jak wyrzucony z boiska został Lorenzo Pellegrini. 28-latek brutalnie zaatakował wślizgiem od tyłu Arthura Theate, a choć sędzia pokazał pierwotnie żółtą kartkę, po analizie VAR zmienił jej kolor na czerwony. Chwilę później Belgowie zanotowali trafienie wyrównujące. Goście kapitalnie rozegrali rzut wolny, po którym precyzyjnym uderzeniem popisał się Maxim De Cuyper. Zwrot akcji w drugiej połowie. Włosi w defensywie, Belgowie w natarciu W 62. minucie Donnarumma przy stałym fragmencie gry nie zdecydował się na odważniejsze wyjście do przodu, co wykorzystał Leandro Trossard. Ten "dzióbnął" piłkę zgraną przez Faesa i z bliskiej odległości pokonał golkipera Włochów. Widać było, że osłabieni gospodarze chcieliby, żeby mecz zakończył się wcześniej, aniżeli po 90 minutach. To Belgowie po zmianie stron sunęli z kolejnymi atakami, a kadrowicze Pellegriniego starali się utrzymać w grze i ugrać chociaż remis. Akcje z obu stron były jednak wyjątkowo powolne i przewidywalne. W ostatnich minutach gospodarze reklamowali zagranie ręką i domagali się rzutu karnego. Arbiter uznał jednak, że ręka Faesa znajdowała się na tyle blisko ciała, że nie ma ku temu podstaw. Komentatorzy jasno określili to jako sporą kontrowersję. Więcej bramek już się nie doczekaliśmy, a potęgi podzieliły się punktami, co na pewno nie zadowalało żadnej ze stron, biorąc pod uwagę okoliczności. Kibice nie powinni jednak czuć się zawiedzeni - w końcu byli świadkami wielu trafień i zwrotów akcji.