Na budapesztańskim stadionie imienia Ferenca Puskasa nie było gdzie wetknąć szpilki. Tłumy węgierskich kibiców chciały na własne oczy obserwować najważniejszy bodaj mecz swojej reprezentacji w XXI wieku. To, czego podopieczni Marco Rossiego dokonali w pięciu dotychczasowych kolejkach Ligi Narodów, już budziło podziw, ale - choć to truizm - apetyt rośnie przecież w miarę jedzenia. Atmosfera na węgierskim obiekcie była wobec tego niesamowita: to mieszanka nadziei, pasji, dumy i nerwowego oczekiwania. Kibice dawali z siebie wszystko i choć robili to zapewne w dobrej wierze, to można było odnieść wrażenie, że odnosili skutek odwrotny od zamierzonego. Węgrzy mieli bowiem trudności z koncentracją i spokojnym wyprowadzeniem piłki. Ich boiskowe poczynania wskazywały na to, że mentalnie nie udźwignęli oni rangi spotkania. Pierwszy sygnał ostrzegawczy Madziarzy dostali już w piątej minucie: w - wydawałoby się - prostej sytuacji Peter Gulacsi wypuścił piłkę z rąk, a ta niebezpiecznie zatańczyła na linii bramkowej. Od kompromitacji doświadczonego bramkarza uratował Attila Szalai. Za drugim razem szczęście odwróciło się jednak od gospodarzy. W 27. minucie popełnili oni całą serię błędów podczas budowania akcji od własnej bramki, w konsekwencji czego piłkę przejęli rywale. Akcję wykończył Giacomo Raspadori i było 0:1. Liga Narodów: Włosi wyprzedzili Węgrów na ostatniej prostej Sytuacja gospodarzy nadal nie była fatalna - wszak do awansu wystarczył im remis, to Włosi musieli koniecznie wygrać. Tuż po zmianie stron wszystko wskazywało na to, że wyrównanie jest tylko kwestią czasu. Podopieczni Marco Rossiego ostrzeliwali bramkę gości, a w jednej z akcji na przestrzeni kilkunastu (!) sekund oddali cztery strzały. W bramkarski trans wpadł jednak Gianluigi Donnarumma, który najwyraźniej przypomniał sobie formę z zeszłorocznego Euro. Piłkarze i kibice węgierscy łapali się tylko za głowę, a golkiper PSG czarował między słupkami. Podczas gdy gospodarze bezskutecznie starali się wyrównać, w 52. minucie Włosi skarcili ich po raz drugi. Zadziałał prosty schemat zakładający podbiegnięcie z piłką do linii końcowej boiska i zagranie wzdłuż bramki do wbiegającego zawodnika. W tych rolach wystąpili odpowiednio Bryan Cristante i Federico Dimarco. Sytuacja Węgrów zrobiła się bardzo trudna, z kolei Włosi zyskali wreszcie względny spokój. W kolejnych minutach Węgrzy sprawiali wrażenie pogodzonych ze swoim losem. Tempo spotkania spadło, a i kibice nie zdzierali już gardeł tak mocno, jak w pierwszej połowie. Najmocniej fani ożywili się w 75. minucie, kiedy boisko opuszczał Adam Szalai. W meczu z Włochami 34-letni napastnik kończył bowiem reprezentacyjną karierą, a sympatycy kadry ciepło go pożegnali. W kontekście wyniku nic nie zmieniło się już do samego końca. Włosi wygrali 2:0 i rzutem na taśmę wyprzedzili Węgrów w tabeli. Fazę grupową Italia zakończyła z 11 punktami na koncie, czyli z jednym więcej niż Madziarzy. Węgry - Włochy 0:2 (0:1) Bramki: 0:1 Giacomo Raspadori 27'0:2 Federico Dimarco 52' Węgry: Peter Gulacsi - Adam Lang, Willi Orban, Attila Szalai - Attila Fiola, Adam Nagy (Callum Styles 46'), Andras Schafer, Milos Kerkez (Daniel Gazdag 57'), Loic Nego (Bendeguz Bolla 75'), Dominik Szoboszlai (Laszlo Kleinheisler 85') - Adam Szalai (Martin Adam 75') Włochy: Gianluigi Donnarumma - Rafael Toloi, Leonardo Bonucci, Francesco Acerbi (Alessandro Bastoni 46') - Giovanni Di Lorenzo (Pasquale Mazzocchi 90'), Nicolo Barella, Jorginho (Tommaso Pobega 72'), Bryan Cristante, Federico Dimarco - Wilfred Gnonto (Manolo Gabbiadini 66'), Giacomo Raspadori (Gianluca Scamacca 73') Jakub Żelepień, Interia