W poniedziałek PZPN ogłosił nazwiska piłkarzy powołanych na wrześniowe mecze reprezentacji Polski z Holandią i Walią. Na liście nie zabrakło Arkadiusza Milika, który pod koniec okna transferowego przeniósł się do Juventusu. - Trafił najlepiej jak się dało. Jest w wielkim klubie, zna specyfikę tamtejszej ligi i co najważniejsze - jest zdrowy - powiedział Czesław Michniewicz. Milik powołany do reprezentacji Milik trafił do Juventusu pod koniec okienka, 26 sierpnia, gdy oficjalnie został wypożyczony z Olympique Marsylia. Transfer napastnika zaskoczył wiele osób, bo Polak wylądował w jednym z najlepszych klubów w Europie. A dodatkowo - regularnie pojawia się na murawie i trafia do siatki. - Aura wokół Arka nie była ostatnio najlepsza. Obawiałem się, że jeżeli zostanie w Marsylii, to będziemy mieli problem. Tam najpierw były jakieś nieporozumienia z trenerem, później też pojawiły się kłopoty. Chciałem polecieć do Francji i obejrzeć mecz Olympique z Clermont Foot, który odbył się 31 sierpnia. Zakładałem, że odbędę z Milikiem trudną rozmowę. Miałem mu powiedzieć, że jeżeli nie będzie grał w klubie, to mistrzostwa obejrzy w telewizji - przyznał Michniewicz. Michniewicz: Arek jest w wielkim klubie Selekcjoner przyznał, że jest zadowolony z decyzji Milika o zmianie klubu. - Trafił najlepiej jak się dało. Jest w wielkim klubie, który dodatkowo rotuje ustawieniami i znajduje dla niego miejsce na boisku. Dodatkowo Arek zna język włoski, zna specyfikę tamtejszej ligi, i co najważniejsze - jest zdrowy. Wcześniej tak nie było. W marcu miał kontuzję, w czerwcu też się leczył. Teraz, odpukać, jest okej - wyjaśnił. Michniewicz zdążył już odwiedzić Turyn, gdzie obejrzał występ polskiego snajpera. - Jestem z Milikiem w kontakcie, ostatnio z nim pisałem. Byłem też na meczu Juve z Romą pod koniec sierpnia. I z Arka jestem coraz bardziej zadowolony - dodał Michniewicz. Trener skomentował także szalony mecz z Salernitaną, w którym Milik zdobył nieuznaną ostatecznie bramkę, po której zdjął koszulkę i dostał żółtą kartkę, a w konsekwencji tego - czerwoną. - Głupia ta kartka, ale to były emocje. Trudno mieć do Arka pretensje za to - przyznał. Sebastian Staszewski, Interia