Olgierd Kwiatkowski, Interia: Jakie są pańskie przewidywania przed poniedziałkowym meczem Bośni z Polską. Kto jest faworytem? Ensar Arifović, bośniacki piłkarz, były zawodnik m.in. Polonii Warszawa, ŁKS-u Łódź, Jagiellonii Białystok, Arki Gdynia: Oglądałem mecz z Włochami. Jestem z niego bardzo zadowolony. Bośnia grała dobrze, moim zdaniem bardziej zasłużyła na zwycięstwo niż Włosi. Mieliśmy więcej okazji. Co jest zaskakujące, Włochom postawiła się drużyna w której grało trzech zawodników z naszej ligi. To coś dawno niespotykanego. Trzech zawodników zadebiutowało w kadrze. Mamy zaplecze. Jesteśmy groźni. Myślę, że będziemy kontynuować ten styl z Polakami. Ten mecz powinien być dla nas łatwiejszy. Zwłaszcza, że Polska nie zachwyciła. - Nie przesadzałbym z tak złymi ocenami. Śledziłem mecz Polski z Holandią. Przegraliście 0-1 z Holandią i robi się z tego tragedię jakbyście przegrali 0-1 z Gibraltarem. Po takim meczu trudno krytykować drużynę. Niemcy też potrafili przegrać z Holandią. To nie jest wstyd. Czy dobre wrażenie, jakie pozostawiła po sobie Bośnia i Hercegowina w meczu z Włochami, to zasługa piłkarzy, czy przede wszystkim trenera Duszana Bajevicia? - Trener Bajević wykonuje dobrą robotę. Jest legendą jugosłowiańskiej piłki. Grał w latach 70. w reprezentacji Jugosławii. Jako trener wiele lat spędził w Grecji, zdobywał mistrzostwo kraju z AEK Ateny i Olympiakosem. Był wybierany trenerem sezonu w Grecji. Z reprezentacją Bośni pracuje od grudnia, ale wcześniej zrobił dla naszej kadry dużo dobrego, kiedy UEFA groziła nam wykluczeniem z międzynarodowych rozgrywek. Bajević i Ivica Osim uratowali wtedy federację. Ma wielki posłuch u piłkarzy. Dziś nie przyjeżdża się na reprezentację, żeby sobie odpocząć, pogadać z kolegami. U niego tego nie ma, wśród piłkarzy panuje surowa dyscyplina. Kim jest dla kadry Bośni Edin Dżeko? Ma taki sam status w drużynie jak Robert Lewandowski w polskiej reprezentacji? - Myślę, że podobny. Rozegrał najwięcej meczów w reprezentacji Bośni, strzelił najwięcej goli. Szanuje się go też z innego powodu. To piłkarz, który nie opuścił kraju podczas wojny jugosłowiańskiej. W przeciwieństwie na przykład do Miralema Pjanicia, który w wieku dwóch lat wyjechał do Luksemburga. Bardzo się go poważa. On sam jest skromnym i bardzo pomocnym człowiekiem. Bierze udział w wielu akcjach charytatywnych, ale nie chce, żeby o tym się mówiło. To jedyny piłkarz z obecnej reprezentacji, z którym grałem w jednej drużynie - w Żeljeznicarze Sarajewo. Nie jesteśmy kumplami, ale kiedy się spotkamy, to pójdziemy na kawę. Dżeko nadal jest w świetnej formie. Z Włochami robił co chciał, strzelił gola. Jest w zespole piłkarz na miarę talentu Dżeko, czy Pjanicia? - Mamy dużo utalentowanych zawodników, ale perełką jest teraz Amer Gojak. Pochodzi z Sarajewa, grał w Żeljeznicarze, od pięciu lat występuje w Dinamie Zagrzeb, od dwóch lat w reprezentacji. Robi ogromny postęp. Duży transfer jest tylko kwestią czasu. Jak jest z tą reprezentacją Bośni i Hercegowiny, czy wojna po tylu latach nadal odciska piętno na drużynie narodowej? - Tu panuje trochę dziwny układ. O nim się głośno nie mówi. Ale trzeba zachować w kadrze równowagę. Jesteśmy państwem, które tworzą trzy narodowości - serbska, chorwacka, bośniacka. I to musi znaleźć odzwierciedlenie w reprezentacji. Trzeba powoływać piłkarzy tych narodowości. To tak jakby w kadrze Polski trzeba było powoływać trzech piłkarzy z Katowic, trzech z Warszawy, trzech z Krakowa, dwóch z Trójmiasta. Nie chodzi tylko o piłkarzy. Jeśli trener pierwszej drużyny jest Serbem, to szkoleniowiec młodzieżówki musi być Chorwatem. To niepisane piłkarskie prawo obowiązujące w Bośni. Przez wojnę i emigrację straciliście wielu piłkarzy, którzy grają dla innych reprezentacji. - Nie tak wielu jak mogłoby się wydawać, ale najbardziej spektakularny przykład to Zlatan Ibrahimović. On jest Bośniakiem, jego tata pochodził z Bośni. Zlatan miał propozycję gry dla reprezentacji, ale ktoś z działaczy zażądał w zamian pieniędzy. Obraził się i grał dla Szwecji.