Mecz z Finlandią w niedzielny wieczór to najlepsze, co Anglikom mogło się przydarzyć. Na gwałt potrzebowali szybkiej okazji do rehabilitacji po wstydliwej porażce 1:2 odniesionej z Grecją. Niżej notowanemu rywalowi ulegli na swoim terenie, tracąc decydująca bramkę w czwartej minucie doliczonego czasu gry. Teraz każdy inny rezultat niż zwycięstwo "Synów Albionu" wywołałby w Anglii trzęsienie ziemi. Ale i bez tego atmosfera wokół kadry wicemistrzów Europy jest fatalna. Tymczasowy selekcjoner Lee Carsley odlicza dni do końca mało udanej misji. Znamy sędziego meczu z Chorwacją. Cieszy się złą sławą, Lewandowskiego zna doskonale Anglia odzyskuje twarz w Lidze Narodów. Finlandia rozmontowana po raz drugi Finowie w tym roku rozegrali siedem spotkań. Zdołali wygrać tylko jedno, z mocno kulejącą Estonią (2:1). Pamiętali jednak, że poprzednia wizyta Anglii w Helsinkach zakończyła się bezbramkowym remisem. Tyle że to zamierzchłe czasy - kwalifikacje MŚ 2002. Tym razem sensacji nie było. Goście kontrolowali przebieg spotkania i ani przez moment nie zostali przyparci do ściany. Zresztą dobrym prognostykiem była dla nich wygrana 2:0 w konfrontacji tych samych ekip z ubiegłego miesiąca. W rewanżu goście objęli prowadzenie w 18. minucie. Angel Gomes posłał prostopadłą piłkę do Jacka Grealisha, ten znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem gospodarzy i mierzonym strzałem po ziemi dopełnił formalności. Po zmianie stron Finowie otrzymali drugi cios. Idealnie z rzutu wolnego przymierzył Trent Alexander-Arnold i w zasadzie było po meczu. Do końcowego gwizdka pozostawało kilkanaście minut. W samej końcówce modelową kontrę wykończył Declan Rice. Gospodarze zdążyli jeszcze odpowiedzieć trafieniem honorowym. Na listę strzelców wpisał się Arttu Hoskonen, na co dzień zawodnik Cracovii. Finlandia w obecnej edycji Lig Narodów po czterech kolejkach legitymuje się kompletem porażek. Anglicy wrócili na zwycięską ścieżkę. Teraz wypatrują nowego szefa kadry, by do eliminacji MŚ 2026 przystąpić z zupełnie czystą kartą.