Kariera 69-letniego Fernando Santosa ostatnimi czasy zmierza po równi pochyłej, choć przez długie lata budował swoje nazwisko w zespole narodowym Portugalii, czyli na konto swojej ojczyzny. Fernando Santos ma "patent" na 1:3. Powtórka w debiucie Z Cristiano Ronaldo i spółką świętował wielkie sukcesy, takie jak tytuł mistrzów Europy (Francja 2016), złoto w Lidze Narodów (sezon 2018/19), a pomiędzy tymi wygranymi brąz w Pucharze Konfederacji. Jego długa misja w Portugalii dobiegła końca wraz z mistrzostwami świata w Katarze, na których "Selecao das Quinas" odpadli w ćwierćfinale. Swoje nazwisko i reputację mocno nadwątlił w Polsce, która była jego kolejną przystanią. Za sterami naszej kadry nie wytrwał nawet roku, zapisując się na kartach historii jako jeden z najszybciej zwolnionych trenerów. W debiucie, przeciwko Czechom, kadra pod jego wodzą przegrała 1:3. Szansę na pokazanie, że wciąż jest fachowcem co się zowie, upatrywał w piłce klubowej, zostając trenerem Besiktasu. I co się stało? Został pogoniony po nieco ponad... trzech miesiącach! Teraz zakasał rękawy w Azerbejdżanie, gdzie plany są mocarstwowe, ale drużyna wciąż jednak dość przeciętna. Debiut Portugalczyka przypadł na pierwszy mecz w Lidze Narodów, w którym jego nowi podopieczni stanęli w szranki z faworyzowaną kadrą Szwecji. Lecą gromy w polskiego piłkarza, a do tego te słowa Zbigniewa Bońka. "Był słaby" Gospodarze długo radzili sobie nadspodziewanie dobrze, utrzymując bezbramkowy wynik. Sytuacja uległa zmianie w 65. minucie, gdy na listę strzelców wpisał się napastnik Alexander Isak. Upłynęło zaledwie sześć minut i piłkarz Newcastle United po raz drugi wpakował piłkę do siatki. Jakby tego było mało, kolejny cios przyszedł w 80. minucie. Wówczas rzut karny na bramkę zamienił inny ze snajperów, Viktor Gyokeres.