Jakub Żelepień, Interia: Liga belgijska jawi się poza granicami waszego kraju jako fabryka czy - jak kto woli - supermarket z młodymi, jakościowymi piłkarzami. Nie ma takiego okienka transferowego, podczas którego jakiś zawodnik nie wyjechałby do dużo lepszego klubu poza Belgią. Ariel Jacobs: Nasze szkolenie faktycznie ma wyrobioną bardzo dobrą markę, ale to zasługa wielu lat pracy - teoretycznej i praktycznej. Jednocześnie w naszej piłce ligowej pieniądze nadal nie są wielkie, więc kiedy zgłasza się klub angielski, włoski, hiszpański, francuski, niemiecki czy nawet holenderski, młody zawodnik zazwyczaj bez wahania wybiera tę ofertę. I wszystko zaczyna się od nowa: nasze kluby muszą wpuszczać do składu kolejnych juniorów, których w perspektywie najwyżej kilku lat znów sprzedadzą. A przy okazji muszą trzymać poziom sportowy. - Oczywiście, ale zawsze łatwiej to powiedzieć, niż zrobić. Wszędzie na świecie kibice mają podobne żądania: chcą widzieć w pierwszym składzie zdolnych wychowanków, chcą, aby zespół grał ładnie i chcą zwycięstw. Te trzy rzeczy bardzo trudno jest połączyć. Jeśli uda ci się pogodzić chociaż dwie, to już jesteś niezłym trenerem. Zwłaszcza w Belgii, w której - jak wspomniałem - młodzi piłkarze są bardzo szybko wyciągani przez największe europejskie kluby. Mając więc jednego czy dwóch zdolnych wychowanków, musisz jednocześnie przygotowywać kolejnych, którzy za kilka miesięcy ich zastąpią. To nie jest łatwe, bo nie każdy rocznik obfituje w taką samą liczbę talentów. Jak w takim razie pan sobie z tym radził? - Podam panu przykład. Kiedy prowadziłem Anderlecht, mieliśmy w naszej akademii bardzo zdolnego chłopaka - Romelu Lukaku. Wprowadzałem go do pierwszej drużyny jako 16-latka. Bardzo dużo czasu poświęcałem na rozmowy z nim i udało mi się przekonać go, aby - pomimo dużego szumu wokół niego - został na dwa lata w Belgii. Jako szum mam rozumieć konkretne oferty trasnferowe? - Tak, przede wszystkim ze strony Chelsea. Romelu dał się jednak przekonać do tego, że wciąż może się wiele nauczyć w Belgii i postanowił zostać na dwa sezony. Wyszło mu to zdecydowanie na dobre. Jeśli więc pyta mnie pan, jak należy radzić sobie z młodymi talentami, odpowiadam, że właśnie tak. Jeśli prowadzi się świadomego gracza, dużo można zyskać szczerą rozmową. To zresztą nie tylko moja opinia, bo w KRC Genk podobnie postępowano z Kevinem De Bruyne czy Thibautem Courtoisem. To jednak przykłady sprzed kilku ładnych lat. Czy dziś to również się sprawdza? - Faktycznie jest trochę trudniej. Skauting najlepszych klubów rozwinął się do niesamowitych rozmiarów. Obserwują absolutnie wszystkie rozgrywki juniorskie i często kupują piłkarzy, którzy nie zdążyli nawet zadebiutować w pierwszych drużynach swoich klubów macierzystych. Jestem przekonany, że takich przypadków będzie coraz więcej, bo już można zaobserwować ten trend. Polska - Belgia: Ariel Jacobs doskonale wspomina Wasilewskiego Kwoty, które oferowane są dzisiejszym 16-latkom, dodatkowo mogą łatwo namieszać im w głowie. - To też zależy od tego, jakie mają otoczenie wokół siebie. Mam na myśli rodziców i agenta. Jeśli są oni pretensjonalni, nie mają cierpliwości i po prostu nie znają się na piłce, mogą łatwo zrobić krzywdę młodemu zawodnikowi. Trener chce spokojnie wprowadzać zawodnika, nie przeforsowywać go, po czym słyszy od menedżera, że jeśli 16-latek nie będzie grał po 90 minut, to odejdzie z klubu. To droga donikąd. Tym bardziej trzeba docenić mądrość Romelu Lukaku czy Kevina De Bruyne, którzy trzeźwo patrzyli na sytuację i wiedzieli, że powinni jeszcze zostać w Belgii. Jako że rozmawiamy przed meczem Polski z Belgią, muszę pana na koniec zapytać o postać, która łączy pana z naszym krajem. W Anderlechcie prowadził pan mianowicie Marcina Wasilewskiego. Jak go pan wspomina? - Przede wszystkim muszę powiedzieć, że bardzo chciałbym się z nim spotkać! Mieliśmy ze sobą kontakt, kiedy grał w Leicester, ale później go zatraciliśmy, nie mam jego aktualnego numeru telefonu. Marcin to bardzo dobry piłkarz i świetny człowiek z mentalnością wielkiego sportowca. Poznaliśmy się bliżej, kiedy pauzował po złamaniu nogi. Doceniłem wtedy jeszcze mocniej jego charakter. Rozmawiał Jakub Żelepień, Interia