Niespełna dwa tygodnie temu Klaudia Wojtunik była bohaterką dnia w trakcie mistrzostw Europy. W pewnym sensie to jej przypadek stał się przełomem, miał duże znaczenie dla dalszych rywalizacji w wielu konkurencjach biegowych. Reprezentantka Polski przystąpiła bowiem do eliminacji na 100 m przez płotki, ale została zdyskwalifikowana przez sędziów za rzekomy falstart. Nie pomogły tłumaczenia, że wcale nie ruszyła za wcześnie, a jedynie być może naruszyła samą procedurę startową, nie dał efektu nawet protest polskiej ekipy. Zadziałała dopiero apelacja, ale że została rozpatrzona późno, Polka nie mogła już pobiec z resztą stawki. Pobiegła więc sama, w dodatkowym biegu w sesji wieczornej, gdy na trzech torach ustawiono płotki. Musiała uzyskać czas poniżej 13.23 s, by awansować do półfinału. I - mimo błędów spowodowanych stresem - go uzyskała. O jedną setną. W kolejnych dniach sędziowie nie nadużywali już wykluczeń za falstarty, dawali przeważnie żółte kartki, pozwalali biec "pod protestem", jak naszemu sprinterowi Oliwerowi Wdowikowi. Świetny półfinał w Rzymie, do awansu zabrakło niewiele. Klaudia Wojtunik mówiła o wielkich zmianach Już następnego dnia stanęła więc znów w szranki - tym razem stawką było miejsce w finale. Wojtunik pobiegła fenomenalnie, poprawiła się o blisko cztery dziesiąte sekundy, czasem 12.84 s ustanowiła nowy rekord życiowy. Zajęła trzecie miejsce w biegu i czekała, co zrobią rywalki w dwóch pozostałych. A po tym ostatnim okazało się, że o... jedną setną z finału wyrzuciła ją Słowaczka Viktória Forster. - Nie mogę sobie nic zarzucić. I nawet chyba jestem tym zdziwiona, że nie jestem zła, że nie wystąpiłam w finale. Dałam z siebie wszystko i pokazałam, że mam stalową psychę - mówiła wtedy w Rzymie red. Tomaszowi Kalembie z Interii. I dodała: Wtedy, po mistrzostwach Europy, płotkarka AZS Łódź była "pod kreską" w rankingu olimpijskim. Aby mieć pewny start na igrzyskach, trzeba uzyskać bowiem czas 12.77 s Brakowało niewiele, ale też brakowało regularności w występach na tym poziomie. Być może jednak właśnie nastąpił przełom, o czym świadczyć może występ 25-latki w Grecji. Cudowny wynik Klaudii Wojtunik w Atenach, najszybszy bieg w życiu. Ale rekordem życiowym... oficjalnie nie będzie W środę Wojtunik wystąpiła bowiem w Atenach w mityngu Filothei Women Gala, posiadający kategorię World Athletics Continental Tour Silver. Czyli taką, jaką ma nasz Memoriał Janusza Kusocińskiego. Na pewno organizowany z mniejszym rozmachem, mający mniejszą ilość konkurencji, ale jednocześnie wysoko punktowany. A to dla Wojtunik jest teraz najważniejsze. Płotkarki podzielono na dwie grupy, Polka znalazła się w tej teoretycznie mocniejszej. Wygrała rywalizację zdecydowanie, o ponad trzy dziesiąte sekundy, ale jej czas - 12.67 s - to drugi polski wynik w XXI wieku. Szybciej biegała, choć wielokrotnie, tylko Pia Skrzyszowska. Tyle że nie zostanie on zapisany jako rekord życiowy Wojtunik, problemem był tu wiatr. Wiał w plecy z prędkością 2,2 m/s, a dopuszczalna wartość to 2,0 m/s. Co ciekawe, gdy pięć minut wcześniej startował pierwszy bieg pań na 100 m przez płotki, wiało z mocą 2,1 m w... twarz. Nie oznacza to, że Wojtunik nic na tym nie zyska. Wręcz przeciwnie, jak wyliczył Tomasz Spodenkiewicz, prowadzący na platformie X witrynę Athletics News, Polka dostała i tak rekordową liczbę punktów za pojedynczy start, a to pozwoli jej wskoczyć na miejsce dające w tym momencie kwalifikację olimpijską. Choć zapewne walka o Paryż będzie trwała dalej i rozstrzygnie się dopiero w następny weekend, po zakończeniu mistrzostw Polski.