Zakończone pięć dni temu mistrzostwa Europy w Rzymie nie dostarczyły polskim kibicom tyle radości, co poprzednie w Monachium. Wtedy było aż 14 medali, teraz zaledwie sześć. Połowa z nich w konkurencjach biegowych, ale właściwie wszystkie spodziewane: złoto Natalii Kaczmarek na 400 m, srebro Ewy Swobody na 100 m i brąz Pii Skrzyszowskiej na 100 m przez płotki. Zabrakło zaś medali sztafet, a przecież z Bawarii Polacy przywieźli aż trzy krążki - mimo, że wtedy nie rozgrywano sztafety mieszanej. I to boli szczególnie mocno, zwłaszcza w kontekście zbliżających się igrzysk olimpijskich. W Paryżu zaś Polka będzie reprezentowana w czterech biegach rozstawnych, o kwalifikację walczy jeszcze męski zespół 4x100 m. Kiepskie występy sztafet w Rzymie, duże oczekiwania w Paryżu. Dużo startów, napięty harmonogram Składy sztafet we wszystkich rywalizacjach 4x400 m pozostają wciąż niewiadomą, właściwie tylko jedno nazwisko to pewniak. Mowa oczywiście o Kaczmarek, ale dla podopiecznej trenera Marka Rożeja kluczowe są starty indywidualne. 5 (eliminacje), 7 (półfinał) i 9 sierpnia (finał) - to daty jej biegów w Paryżu. 2 (półfinał) i 3 (finał) sierpnia odbędą się rywalizacje sztafet mieszanych, 9 (półfinał) i 10 (finał) - zmagania sztafet 4x400 m. Nieco inaczej wygląda sytuacja u mężczyzn, tu bowiem żaden z reprezentantów Polski nie ma minimum na występ indywidualny - wynosi ono równe 45 sekund. W ME w Rzymie w sztafecie mieszanej biegli: Karol Zalewski i Maksymilian Szwed, w 4x400 m - także Igor Bogaczyński i Kajetan Duszyński. Tę pierwszą nasz zespół zakończył na siódmej pozycji, w drugiej zaś najpierw wywalczył awans do finału po zajęciu trzeciej pozycji, a następnie został z niego wyrzucony. Szwed nadepnął bowiem na wewnętrzną linię toru, zostało to ukarane dyskwalifikacją. Daniel Sołtysiak był w Rzymie tylko zawodnikiem rezerwowym. Znakomity występ Daniela Sołtysiaka w Sopocie. Nowy rekord życiowy i najlepszy czas w Polsce Teraz okazuje się, że wyciągnął jednak poważny argument w kwestii reprezentowania Polski. Jeszcze miesiąc temu 22-letni zawodnik OŚ AZS Poznań miał rekord życiowy 46.50 s, w tym czasie pobił go już trzykrotnie. Najpierw w maju w Memoriale Janusza Kusocińskiego w Chorzowie (46.39 s), a teraz dwukrotnie w weekend. W sobotę w 52. Memoriale Józefa Żylewicza w Gdańsku poprawił się o dwie setne sekundy (46.37 s), ale rewolucji dokonał w niedzielę w Sopocie. Pewnie wygrał 26. Grand Prix Sopotu im. Janusza Sidły, za to czas budził zdumienie - 45.73 s. Aż o pół sekundy pokonał brytyjskiego olimpijczyka z Tokio i wicemistrza świata w sztafecie mieszanej z Budapesztu Josepha Briera (46.23 s) oraz polskiego kadrowicza Igora Bogaczyńskiego (46.29 s). To o tyle istotne, że tym jednym świetnym biegiem 22-latek z AZS Poznań wskoczył na pozycję lidera polskich tabel. Dotąd najlepszym czasem było 45.75 s Maksymiliana Szweda uzyskane przed miesiącem w Gorzowie. 45.80 s miał z kolei w eliminacjach w Rzymie Zalewski - to dało mu awans do półfinału, z którego ostatecznie zrezygnował. Oszczędzał bowiem siły na rywalizację sztafet, a w niej Polacy zostali zdyskwalifikowani. Rok temu szybsi byli: Bogaczyński (45.53 s) i Szwed (45.70 s). Walka o miejsca w sztafecie na igrzyska zapowiada się więc pasjonująco.