- Już w eliminacjach starałem się rzucać młotem marki Ziółkowski, ale udało mi się tylko w pierwszym próbnym podejściu. Potem był w użytku, a drugi, który został dostarczony przez Darka Szczepanika miał zmienioną rączkę i nie nadaje się do użytku. Będę starał się w finale rzucać sobą. Już teraz pokazywałem kolegom, że jest podpisany, że mają zostawić, ale jakoś nikt nie wziął sobie tego do serca - powiedział trzykrotny medalista mistrzostw świata. Podopieczny Krzysztofa Kaliszewskiego przyznał, że po drugiej próbie, kiedy młot przekroczył linię kwalifikacyjną - 77,19, kamień spadł mu z serca. - Eliminacje to jest masakra. Nienawidzę ich, one zawsze są skomplikowane. Mimo iż to wygląda tak prosto, to są one dużo bardziej nerwowe niż później finał - przyznał. Ze swoich rzutów nie jest jednak zadowolony. Pierwszy, wyraźnie poza promieniem, a drugi na odległość 77,19. - Były dziwne. Pupę zostawiałem z tyłu, tylko przez cztery obroty, ręce ugięte - masakra jakaś - ocenił. Fizycznie mistrz olimpijski z Sydney czuje się dobrze. - Treningi na obozie aklimatyzacyjnym w Geochang niedaleko Daegu wyglądały dobrze. W eliminacjach coś nie zagrało, ale jeśli w finale rozluźnię górę, wypchnę biodra, nie cofnę pupy, to może być nieźle - dodał. Dwa lata temu w Berlinie niewiele było osób, które stawiało na Ziółkowskiego. A on niespodziewanie wrócił do kraju ze srebrnym medalem. - Nie widzę specjalnych różnic między obecną a berlińską formą. Mam nadzieję, że stać mnie na dalsze rzucanie niż w stolicy Niemiec. Jeżeli głowa wytrzyma, to powinno być dobrze. Uważam, że treningi potwierdzają, że stać mnie na dobre rezultaty - podkreślił. Do tej pory mocną stroną Ziółkowskiego była psychika. Tym razem właśnie o nią najbardziej się boi. - Tak z daleka wygląda. Patrzysz na mnie - wyluzowany, a w środku się kotłuje. To nie jest takie hop siup - zaznaczył. W osiągnięciu spokojnego ducha pomagają mu... krewetki. - Trochę się boję, że mi je wyjedzą. Jak są, to jem codziennie, nie zawsze się jednak uda je przyczaić. Jak ich zabraknie, to substytuty jakieś znajduję zawsze. Nie wyjadam innym. Spokojnie - mówił mistrz olimpijski z Sydney 2000. Ziółkowski młotem rzuca od ...23 lat i nie zawsze było kolorowo. - To nie jest tak, że zawsze pałamy do siebie miłością. Są momenty, szczególnie w tym sezonie miałem takie starty, gdzie nie byliśmy zbytnimi przyjaciółmi. Ale teraz jest już w miarę dobrze. Wprawdzie medale MŚ zdobywałem do tej pory co cztery lata - w 2001 roku złoty, w 2005 - brązowy i dwa lata temu srebrny, ale teraz już nie wiem, czy dożyję 2013 roku, więc w Daegu musi być ten czwarty - powiedział. Finał rzutu młotem z udziałem dwóch Polaków - 35-letniego Ziółkowskiego i 22-letniego Pawła Fajdka (Agros Zamość) odbędzie się w poniedziałek o godz. 12.15 czasu polskiego. Z Daegu - Marta Pietrewicz