Do tej pory nie błyszczał pan formą i miał kłopoty z uzyskaniem minimum PZLA na mistrzostwa świata. Gdzie podziała się pana dobra dyspozycja? Szymon Ziółkowski: - Jeszcze się nie pojawiła. Na razie jest bardzo głęboko ukryta. Nie wiem kiedy się wygrzebie, bardzo bym chciał, żeby 29 sierpnia, na kiedy zaplanowano finał rzutu młotem. Jakiś ciężki jest ten sezon. Nie mogę się pozbierać. W przygotowaniach było wszystko w porządku, nie miałem żadnych problemów i wszystko szło zgodnie z planem. Chyba w tym roku jakoś się postarzałem mocno i to ma odzwierciedlenie na rzutni. Z jakimi nadziejami przyjechał pan do Daegu? - Przede wszystkim chciałbym, żeby nie padało. I oczywiście będę walczył o medal. Chciałbym powiększyć swoją kolekcję trofeów. Jest pan optymistą? - Wcale nim nie jestem. To jest po prostu cel, który został postawiony i to jest praca, którą muszę wykonać. Na szczęście rywale też raczej nie zachwycają w tym roku. Pamiętajmy, że mistrzostwa świata to bardzo duża impreza, a z tym się wiąże stres. Niektórzy sobie z tym radzą, inni nie. Dlatego trzeba walczyć do samego końca. Wyrosła panu też konkurencja w Polsce. Jest 22-letni Paweł Fajdek, który w tym roku rzucił już 78,54. - I bardzo dobrze. W końcu nie jestem wieczny, kiedyś przyjdzie mi się piachem przysypać i dobrze, że ktoś nadal będzie młotem w Polsce rzucał. Kilka lat temu były takie obawy, że ta konkurencja umrze, ale widać, że młodzież jest coraz bliżej osiągnięcia światowego poziomu. Kto będzie groźny w Daegu w walce o podium? - Na pewno Japończyk Koji Murofushi, jeżeli będzie zdrowy. Oprócz niego Węgier Krisztian Pars, który prezentował dość mocną formę i jest jednym z niewielu, któremu udało się przerzucić granicę 80 m. Jest też Włoch Nicola Vizzoni, którego nie można zlekceważyć. Co do reszty ciężko mi cokolwiek powiedzieć. Podoba się panu w Azji? - Na razie wszystko jest w porządku. Koreańczycy są bardzo podobni do Japończyków i są zadowoleni, że mają coś do roboty. Na jedzenie narzekać też nie można, więc generalnie jest dobrze. A jak się pan czuje jako najstarszy w ekipie? - To nie jest dla mnie nowa rola. Od dawna jestem dinozaurem w kadrze. Nawet dyrektor sportowy Piotrek Haczek jest ode mnie młodszy. Ale nie przeszkadza mi to. Reprezentacja Polski liczy 43 osoby. Myśli pan, że to już trzon na przyszłoroczne igrzyska olimpijskie w Londynie? - Trudno powiedzieć. Parę osób jest nieobecnych, niektórym zabrakło kilku centymetrów czy setnych do minimum. W Daegu jest 18 osób w trzech sztafetach; mam nadzieję, że w Londynie będzie nas jeszcze więcej. --- Eliminacje rzutu młotem odbędą się w pierwszym dniu zawodów, w sobotę o godz. 13.30 (gr. A) i 15.00 (gr. B) czasu polskiego. Oprócz Ziółkowskiego, wystąpi w nich również Paweł Fajdek (Agros Zamość). Finał - 29 sierpnia. W Daegu rozmawiała - Marta Pietrewicz