W zakończonych w zeszłym tygodniu lekkoatletycznych mistrzostwach świata biało-czerwoni wywalczyli osiem medali, w tym cztery... w rzucie młotem. Złote krążki zawisły na szyjach Włodarczyk i Pawła Fajdka, a brązowe - Malwiny Kopron i Wojciecha Nowickiego. "Powodów naszej dominacji jest wiele. Gratuluję wszystkim sukcesów, ale prawda jest też taka, że poziom konkurencji jest najsłabszy od lat. W tej specjalności wśród mężczyzn widoczny jest wyraźny regres" - powiedział Ziółkowski. Jego zdaniem wpływ na poziom mają też ostatnie wpadki dopingowego zawodników - najczęściej z Bloku Wschodniego. "Inne jest podejście Światowej Agencji Antydopingowa (WADA), zawieszeni są Rosjanie - to wszystko powoduje, że nawet startujących zawodników jest mniej" - zauważył. Zresztą dokładnie tego samego zdania jest Kaliszewski: "Nie ma już odważnych po serii wpadek dopingowiczów". Podkreślił on jednak, że nie można zabierać zasług polskim młociarzom, bo wyniki powyżej 80 metrów są naprawdę dobre. Trener Włodarczyk, niegdyś także zawodnik tej konkurencji, podał za przykład mistrzostwa świata w Osace w 2007 roku. "Szymon Ziółkowski rzucił wtedy 80,09 m i zajął siódme miejsce. Tu widać wyraźnie, jak poziom drastycznie się obniżył. Czemu tak się dzieje? Powodem na pewno jest też fakt, że nie jest już tak fajnie być młociarzem. IAAF tego nie docenia. Młot nigdy nie był w cyklu mityngów Diamentowej Ligi, dlatego też ludzie się do niego nie garną. Pieniądze też mają ogromną motywację. Rzut młotem nie jest popularny wśród konkurencji lekkoatletycznych, bo trzeba być mistrzem, żeby coś na tym zarobić" - zaznaczył. Ziółkowski wspomniał natomiast, że w rozwoju konkurencji rzutowych w Polsce pomagają także ostatnie sukcesy. "To przyciąga dzieciaki. Fajdek zaczął rzucać młotem po mojej i trenera Czesława Cybulskiego wizycie w Żarowie u Jolanty Kumor. Infrastruktura do rzutów też powstała lata temu, bo była nam potrzebna. I cały czas jest. Nie jest to takie drogie jak cały stadion lekkoatletyczny i można to wykorzystywać" - zaznaczył. Nie bez znaczenia jest fakt, że w Polsce produkowany jest też sprzęt lekkoatletyczny. "Trenerzy mogą zamówić w Polaniku młoty każdej wagi, nawet każdego koloru. Mają komfort przygotowań, nie muszą szukać gdzieś za granicą. Mamy też doskonałych szkoleniowców i jest ich coraz więcej. To wszystko składa się do kupy, dzięki czemu mamy takie sukcesy" - zaznaczył mistrz świata z Edmonton (2001). Podczas gdy Włodarczyk dominuje od lat i walczy bardziej ze sobą niż z rywalkami, to rosną jej w Polsce godne konkurentki. Kopron i Joanna Fiodorow (szósta w Londynie) przed tym sezonem postanowiły zmienić trenera. Odeszły od Cybulskiego i poszły swoimi drogami. Pierwsza z nich wróciła do dziadka - Witolda, a Fiodorow dołączyła do grupy Malwiny Wojtulewicz i przeniosła się do Białegostoku. "Wyniki dziewczyn w Londynie pokazały, że odejście ich od Czesia to był sensowny pomysł. One były przez niego stłamszone psychicznie. To wielki fachowiec, jeśli chodzi o technikę rzutu młotem, ale okazuje się, że jakiś element w tym wszystkim nie wypalał. Bardzo szkoda, że jakiś trener przy Czesiu się nie wychował, bo sądzę, że jego wielki bagaż doświadczeń za kilka chwil zostanie zaprzepaszczony na zawsze. Pewnych rzeczy się nie cofnie" - zaznaczył Ziółkowski. Były zawodnik, a obecnie poseł uważa, że Polacy w rzucie młotem dominować będą także w kolejnych latach. "Zapaść raczej nam nie grozi, a też nie widać na horyzoncie naprawdę groźnych rywali" - ocenił. O klasie Cybulskiego wspomniał także Kaliszewski. "Trzeba jednak pamiętać, że pracuje w tym zawodzie 50 lat. W tym czasie doszedł oczywiście do pewnych wniosków. On sam nigdy nie rzucał młotem, nie czuł techniki, ale metodycznie ułożył trening bardzo dobrze. Wszystkie akcenty w tygodniu, rozplanowanie tego wszystkiego - można się na tym wzorować" - przyznał. Sukces w tej konkurencji nie przychodzi jednak łatwo - zwłaszcza wśród mężczyzn. "Na to trzeba pracować 10-12 lat. Nie wszyscy mają tyle samozaparcia. Trzeba dojrzeć - technicznie i siłowo, nie wystarczy po prostu stanąć i rzucić. W przypadku kobiet ta droga jest trochę krótsza. Anita potrzebowała ok. siedmiu lat, by zdobyć złoto mistrzostw świata w Berlinie. A Kamila Skolimowska miała zaledwie 17 lat, gdy wywalczyła olimpijskie złoto, ale trzeba pamiętać, że to były początki tej konkurencji w rywalizacji kobiet" - zauważył Kaliszewski. Kolejne mistrzostwa świata odbędą się za dwa lata w Dausze. Cała piątka startujących Polaków zapowiada tam walkę o medale. Marta Pietrewicz