Katarzyna Mirek lekkoatletykę uprawia od lat. Była chyba na nią skazana, bo przecież jej ojciec dr Wacław Mirek, to postać doskonale znana w świecie sportu. Przez lata - jako trener przygotowania motorycznego - pracował z wieloma sportowcami, a największą gwiazdą w tym gronie była chyba tenisistka Agnieszka Radwańska. Mirek, który wykłada na Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie, to także trener od biegów długich i chodu. Jasna deklaracja naszej sprinterki. "Nie dociągnę do igrzysk" Zaczęła od skoku wzwyż. Teraz jest jedną z najlepszych w Polsce w skoku o tyczce Jego córka Katarzyna postawiła jednak na treningi w skoku wzwyż. Wielu odradzało jej to, bo nie należy do szczupłych i wysokich lekkoatletek, ale ona przez wiele lat pozostawała wierna tej konkurencji. Największy sukces odniosła w 2017 roku. Została wówczas brązową medalistką halowych mistrzostw Polski juniorów z wynikiem 1,75 m, który do dziś pozostaje jej rekordem życiowym. Kto wie, jak potoczyłyby się dalsze losy krakowianki, gdyby nie pandemia wywołana przez COVID-19. Można powiedzieć, że ona zmieniła całkowicie jej życie. Dziś Mirek mieszka w Szczecinie i trenuje skok o tyczce. Kilka dni temu we Wrocławiu wyraźnie pobiła rekord życiowy. Teraz wynosi on 4,35 m. To piąty wynik w historii w Polsce w hali. Ósmy, licząc także stadion. Mirek we Wrocławiu rekord życiowy poprawiała dwukrotnie. Przed zawodami wynosił on 4,20 m i został ustanowiony w styczniu tego roku. W wygranych zawodach pokonała ona najpierw 4,30 m, a następnie 4,35 m. Z każdym razem dokonywała tego w trzecich próbach. Zanotowała też jedno podejście na 4,40 m, ale bez skutku. Zabrakło jej już sił. W skoku na 4,30 m widać było spory zapas. To oznacza, że 26-latka w tym sezonie może jeszcze nas i siebie zaskoczyć. - Na ten skok nie wzięliśmy jeszcze z trenerem twardszej tyczki, która pewnie jeszcze by mnie wywindowała. Przybliżyliśmy tylko stojaki. Czułam już zmęczenie, więc nie chcieliśmy ryzykować - tłumaczyła. Gigantyczny postęp. "Nagle otworzył mi się sufit" Mirek przyznaje, że ze względu na swoje warunki, widziała sufit w skoku wzwyż. Wiele osób namawiało ją do zmiany konkurencji. Na pomysł, by spróbować skoku o tyczce, wpadła jej mama. Pierwsze nieśmiałe próby podjęła latem 2019 roku, ale dopiero od 2020 roku zaczęła poważniejsze treningi w nowej konkurencji. - Tutaj nie ma ograniczeń związanych ze wzrostem i wagą. W skoku o tyczce liczy się szybkość i dynamika. Nagle otworzył mi się zatem sufit. Od razu pomyślałam, że to jest to, co chcę robić - przyznała. Jej pierwszym trenerem w skoku o tyczce był Dariusz Łoś. To tata Kasi nawiązał z nim kontakt. Przeprowadziła się do Wrocławia. Ze szkoleniowcem doszła do wyniku 3,60 m. W 2021 roku zdecydowała się przejść do grupy tworzonej przez Marcina Szczepańskiego, który zasłynął ze współpracy z Piotrem Liskiem i Grekiem Emanouilem Karalisem. W ciągu trzech lat zanotowała zatem gigantyczny progres, bo poprawiła się o 75 cm. Mirek u Szczepańskiego powiększyła rozbieg. Teraz skacze z 16 kroków. Kiedy ustabilizowała bieganie, zaczęła się skupiać na technicznych elementach i to - jak widać - daje efekty. - Wielkie brawa dla trenera Szczepańskiego, że uwierzył we mnie i dał mi szansę. Przecież ja byłam seniorką, a przychodziłam do grupy, w której były juniorki i młodzieżówki i one skakały wyżej ode mnie. Szkoleniowiec wykonuje naprawdę znakomitą pracę, chcąc dźwignąć kobiecą tyczkę w Polsce - powiedziała Mirek. Skończyła szkołę muzyczną. Gra na pianinie i skrzypcach. Uczy się... języka koreańskiego Ma ona wielkie wsparcie od rodziców. Mocno trzyma za nią kciuki także Monika Pyrek i jej mąż Norbert Rokita. Nasza była znakomita tyczkarka wierzy w to, że Mirek może niebawem skakać nawet 4,50 m. Może małymi kroczkami dojdzie do tego wyniku. Mirek w tym roku skończy 27 lat. To dość zaawansowany wiek, ale jednocześnie wciąż dający nadzieję na postępy. Tyle że w środowisku lekkoatletka AZS AWF Kraków jest traktowana jako mało perspektywiczna. Zapytana o to, czy nie żałuje, że za późno zabrała się skok o tyczce, odparła: - Nie. Daję z siebie wszystko i wiem, że mogę jeszcze coś osiągnąć. Staram się też nie słuchać ludzi, którzy mówią, że jestem za stara. Kiedyś miałam problem z tym, by skoczyć 3,60 - 3,70 m, a już byłam seniorką. Traktowano mnie jako kolejną zawodniczkę, która chce się bawić w tyczkę, a ja robię to dla siebie i wierzę w to, co robię. Razem z ciężką pracą trenuję cierpliwość i pokorę. W końcu jednak widać efekty. Wiem też, że stać mnie na więcej. Mirek jest wszechstronnie uzdolniona. Skończyła szkołę muzyczną i gra na pianinie, ale też na skrzypcach. Czasami coś zagra, by głowa odpoczęła nieco od sportu. Poza tym uczy się... języka koreańskiego. - Jestem zauroczona Koreą Południową. Byłam tam razem z moją siostrą. Interesuje mnie tamtejsza kultura. Byłam pod wrażeniem kompleksu olimpijskiego w Seulu. Nawet chciałam się tam przenieść na studia z Krakowa. I wtedy właśnie zrodził się pomysł nauki języka. Niestety pandemia zniszczyła moje plany. Po niej przeszłam do trenera Szczepańskiego. Tak po prostu miało zatem być - wyjaśniła Mirek.