"Porównajmy to z sytuacją prowadzenia samochodu pod wpływem alkoholu. W Wielkiej Brytanii traci się prawo jazdy na rok, w Szwecji na pięć, dlatego w tym drugim kraju jest znacznie mniejszy odsetek ludzi, którzy to robią. Tak samo byłoby z dopingiem" - przekonywał były rekordzista świata na 10 000 m. Bedforda martwi to, co dzieje się obecnie w lekkiej atletyce. "Zażywanie środków dopingujących stało się powszechne, a to na pewno nie pomaga rozwojowi tej dyscypliny i nie przyciąga ludzi na trybuny". Według najlepszego długodystansowca na świecie w latach 60. i 70. to właśnie kibice powinni pomóc w walce ze sportowcami złapanymi na stosowaniu niedozwolonych środków. "Gdy fani będą z trybun zamiast nagradzać takiego zawodnika oklaskami za zwycięstwo - wygwizdywać, to na pewno niejeden lekkoatleta zastanowi się czy warto. Przecież nie startuje się tylko dla siebie" - powiedział dyrektor londyńskiego maratonu, który był gościem warszawskiego biegu.