Kijan awansował do finału z czasem 7.67, nieco gorszym od rekordu życiowego, ale wspomniany kontakt z Cypryjczykiem nie pomógł Polakowi w lepszym rezultacie. - Ewidentnie wybiło mnie to z rytmu, co tym bardziej pokazuje, że jestem w formie. Do sytuacji doszło na drugim lub trzecim płotku, po prostu Milan przypadkowo uderzył mnie ręką. To się zdarza, choć wiadomo, że gdybym skończył za nim, wówczas moglibyśmy składać protest. Nie było jednak takiej konieczności. Więc w finale postaram się być jeszcze szybszy - tłumaczył Kiljan. Krzysztof Kiljan: Celuję w czysty bieg i może podjęcie większego ryzyka Duży cel zawodnika KS AZS AWF Warszawa został zrealizowany, ale tak naprawdę "zabawa dopiero się zaczyna". - Dokładnie tak. Zresztą powiem szczerze, że chyba nawet trudniej było wejść do półfinału niż do finału. W walce o medale, zwłaszcza na płotkach, wszystko może się stać. To raczej gra błędów, rzadko zdarza się finał na miarę życiówki. Dlatego celuję w czysty bieg i może podjęcie większego ryzyka. Mam bowiem wrażenie, że biegam tutaj dość bezpiecznie. Z jednej strony to dobrze, ale w boju o medale już nie ma nic do stracenia - podkreślił. Mówiąc o ryzyku, Kiljan ma na myśli głównie wejście w płotek. - Biegam dosyć wysoko, czyli moja noga idzie wysoko nad płotkiem, pewnie z pięć centymetrów. Z drugiej strony, jeżeli biegamy bardziej agresywnie, wówczas dotykamy płotek, co niesie ryzyko wybicia z rytmu. Ideałem jest kompromis - wyjaśnił 23-latek. Następnie wywołany został temat życia prywatnego, a konkretnie związku z Ewą Swobodą, o którym nasza najlepsza sprinterka zechciała opowiedzieć nieco więcej. Kiljan z aprobatą zareagował na słowa, iż miłość służy mu na tyle, że sam zanotował mocny sportowy progres. Samo to, że do Stambułu przyjechał z wynikiem z drugiej dziesiątki, a wszedł do najlepszej ósemki, jest najlepszym świadectwem. - Medal Ewy na pewno mnie napędził, bo jest to bardzo motywujące. Ale nie ukrywam, że zawsze bardziej się stresuję, gdy to ona biega. Dlatego w tej chwili stres już ze mnie zszedł, teraz mogę już w pełni skupić się na sobie. Pasuje mi taki "rozkład jazdy", że Ewa biega pierwsza - uśmiechnął się Kiljan. I potwierdził, kto ma chłodniejszą głowę w tym związku. - Ewa zawsze studzi moje zapędy, bo ja niestety mam jeszcze coś takiego w sobie, może to kwestia charakteru, że się podpalam. Chciałbym to, to i tamto! Pracuję także z psychologiem Gosią, która jest tutaj z nami, aby podchodzić do startów ze spokojem, a nie wartościować je sobie w głowie, co tylko zwiększa ciśnienie. I to się poprawia. Ewa studzi mnie na co dzień, do tego psycholog Gosia, więc bardzo się cieszę, razem tworzymy fajny team. "Wbrew pozorom Ewa taka jest". Kiljan o Ewie Swobodzie Dla kibiców to może być swoistym zaskoczeniem, bo najczęściej oglądamy Swobodę pełną temperamentu, a także wybuchową. Tymczasem w tym związku to ona uczy partnera cierpliwości, a w rewanżu otrzymuje od niego lekcje z wrażliwości. - To prawda, mam taką duszę, ale nie chciałbym też wdawać się w szczegóły, ceniąc sobie prywatność - zaczął, choć widać na pierwszy rzut oka, że emocje aż rysują się na jego twarzy. Dopytany właśnie o bycie skorym do wzruszeń, tylko potwierdził. - Tak, tak... Zresztą po półfinale musiałem ochłonąć, bo jednak to dużo dla mnie znaczy, że wszedłem do grona najlepszych. Wiedziałem, że stać mnie na to, mogłem to zrobić, ale naprawdę poczułem sporą radość i satysfakcję - wyjaśnił. - A wracając do Ewy cierpliwości, wbrew pozorom ona taka jest, oczywiście chodzi o sportową cierpliwość. Miała już swoje problemy, po których wracała na najwyższy poziom, a ja najbardziej cenię sobie właśnie takich sportowców. Sporo śmiechu było w chwili, gdy Kiljan został zapytany o swoją pozasportową pasję, czyli samochodowy drift. - Nie no, za bardzo nie wiem, o co tutaj chodzi - buchnął śmiechem sportowiec. - Koledzy będą się ze mnie śmiali - wtrącił, ale po chwili przeszedł do szczegółów. Okazuje się, że ma paczkę znajomych ze studiów, z którymi niestety rzadko oddaje się tej aktywności. - Śmiejemy się, że jesteśmy profesjonalnymi amatorami. Dzięki naszej uczelni robimy to legalnie na torze Słomczyn pod Warszawą, ale to dosłownie parę razy w roku. Nie ukrywam, że ze względów finansowych musiałem pozbyć się mojej starej "beemeczki". To jednak bardzo droga pasja, a ja na razie w zasadzie nie mam żadnego wsparcia finansowego. Sądzę jednak, że kiedyś do tego wrócę. Bardzo bym chciał mój bardziej na poważnie traktować tę "zabawę", ale na to trzeba by było mieć już setki tysięcy złotych - szacuje. Na swoje utrzymanie Kiljan dorabia w siłowni, mając tam kilku podopiecznych. Ale nie tylko. - To jedynie kilka godzin w tygodniu, do tego pracuję jeszcze w wypożyczalni sportowych samochodów, dzięki czemu jeżdżę fajnymi autami. Pozdrawiam całą ekipę "Cylindersów" - zakończył Kiljan. Artur Gac ze Stambułu