Co skłoniło panią do wybrania mało popularnej na Kubie konkurencji, jaką jest skok o tyczce? Yarisley Silva: - To nie było tak, że od razu zdecydowałam się skakać. Jako mała dziewczynka, szczuplutka, niskiego wzrostu, zabawiałam się sportowo. Próbowałam różnych dyscyplin i konkurencji lekkoatletycznych adekwatnych do mojej figury. Przypadek sprawił, że wzięłam tyczkę do ręki i bardzo mi się podobało pokonywanie poprzeczki przy jej pomocy. Mając 13 lat poczułam, że to konkurencja w sam raz dla mnie. Trzy lata później skoczyłam 3,60, a z czterech metrów cieszyłam się jako 17-latka. W każdym następnym sezonie poprawiałam rekordy życiowe. W 2011 doszłam do wysokości 4,75 i tym wynikiem zdobyłam w Londynie w minionym roku srebrny medal olimpijski. Czy sprawił on, że ta konkurencja jest dziś bardziej popularna w pani kraju niż kiedyś? - Jestem zaskoczona, jak bardzo. Urodziłam się i żyję w milionowym Pinar del Rio. Mam skalę porównawczą, jak było przed moim sukcesem, a jak jest dziś, jaka jest moc takiego trofeum. A nie jest jedyne w moim dorobku, bo mam chociażby dwa złote medale - mistrzostw Ameryki Środkowej i Karaibów z 2009 roku oraz igrzysk panamerykańskich z 2011. Jednak żadne nie zadziałało tak, jak medal olimpijski.Tylko patrzeć, jak dorówna pani Alberto Juantorenie...- Ależ gdzie tam mi do niego! To wielce popularna i szanowana u nas osoba, dwukrotny mistrz olimpijski, na 400 i 800 metrów, jedyny dotychczas lekkoatleta, który zwyciężył na igrzyskach na obu tych dystansach, a przy tym normalny, otwarty, serdeczny dla każdego człowiek. Po zakończeniu kariery został działaczem, był m.in. wiceministrem sportu. Urodził się wysokim chłopcem i jako dziecko grał w koszykówkę. Jednak zamienił tę dyscyplinę na bieganie. Namówił go do tego pracujący w tamtych latach w naszym kraju... Kto? Polski trener, ale nie wymówię jego nazwiska, bo jest bardzo trudne.To prawda - Zygmunt Zabierzowski. A spoza ludzi sportu znane jest pani jakieś polskie nazwisko, jakaś osoba?- Oczywiście, to papież Jan Paweł II. Pamiętam jego wizytę na Kubie, msze święte, które odprawiał, jak również kazania, myśli jakie nam przekazywał. Potem do nich wracałam, ale wtedy miałam 11 lat i do dziś wiele mi w głowie zostało. W ubiegłym roku był u nas Benedykt XVI. Proszę spojrzeć, mój trener ma w telefonie zdjęcia papieża. Zrobiło mi się smutno, jak się dowiedziałam, że abdykował.Jak zachęci pani Polaków, aby wybrali się na Kubę?Mój kraj ma wiele atutów, przede wszystkim fajny klimat, ciągle ciepło, piękne plaże, dużo ciekawych miejsc do zwiedzania, a co najważniejsze, jest bardzo bezpiecznie. To nieprawda, co słyszałam, że można zostać napadniętym, okradzionym. Przykro mi z tego powodu, gdy ktoś tak mówi, bo nie ma podstaw. Może kiedyś, wiele lat temu zdarzył się jakiś incydentalny przypadek, ale dziś? Można bez obaw chodzić wszędzie, nawet w środku nocy i nikomu nic nie grozi. A jak żyje się Kubańczykom?- Z roku na rok coraz lepiej. Zwłaszcza zmiany w ostatnich latach są bardzo odczuwalne, a wręcz widoczne gołym okiem. Jest dużo towarów w sklepach i turysta nie musi mieć specjalnych bonów, jak kiedyś, aby coś kupić. Masz dolary czy euro - nie ma problemu.Z jakiej rodziny pani pochodzi? - Ani z biednej, ani z bogatej. Moją rodzinę zaliczyłabym do klasy średniej. Mam siostrę, ma tyle samo lat co ja, 26, ale nie uprawia sportu, bo wyszła za mąż i ma córkę oraz syna. Natomiast 15-letni brat uczy się w szkole i na razie nie zdecydował się na jakąś dyscyplinę.W jakich krajach pani była? Który najbardziej się pani podobał, może w przyszłości chciałaby tam zamieszkać?- Byłam w Brazylii, Kolumbii, Wenezueli, Meksyku, Korei, w kilku krajach europejskich. W sumie uzbierało się już sporo, ale nie miałam czasu i okazji, by zobaczyć coś więcej niż lotnisko, drogę do hotelu i na stadion bądź do hali. Nie da się pogodzić wyczynowego sportu z turystyką. Ja koncentruję się na zawodach, bardzo lubię rywalizować i to jest to, na czym się skupiam. A gdzie bym chciała kiedyś zamieszkać? Nie wyobrażam sobie innego miejsca niż Kuba. Rozmawiał Janusz Kalinowski