Historia Cimanouskiej jest dużo bardziej znana. Podczas igrzysk olimpijskich w Tokio wystartowała w biegu na 100 metrów, ale potem Białoruski Komitet Olimpijski postanowił wycofać ją z zawodów i odesłać do domu. Zawodniczka nie chciała wracać, a azylu politycznego udzieliła jej Polska. W 2022 roku otrzymała polskie obywatelstwo. Cimanouska liczy, że uda jej się znaleźć w kadrze na igrzyska olimpijskie w Paryżu. Może pobiec na 100 i 200 metrów, a także w sztafecie 4x100 metrów. W sobotę podczas Orlen Cup z czasem 7,26 s, była czwarta na 60 metrów: za Ewą Swobodą, Zaynab Dosso i Rani Rosius. Żodzik wywalczyła sobie prawo startu w igrzyskach olimpijskich w Tokio w skoku wzwyż. Do Japonii jednak nie poleciała. Znalazła się bowiem w trójce białoruskich lekkoatletów, których jednostka ds. Integralności Lekkoatletycznej (AIU) nie dopuściła do startu. Okazało się, że tamtejszy związek lekkoatletyczny nie spełnił wymogów dotyczących badań antydopingowych. Dwie kandydatki do reprezentacji Polski na igrzyska w Paryżu Niespełna dwa lata temu Żodzik przyjechała do Polski, ale długo nie brała udziału w zawodach. Przerwa trwała ponad rok. W lutym 2022 roku startowała jeszcze na Białorusi, a dopiero w maju rok później - w akademickich mistrzostwach w Poznaniu, gdzie skoczyła nawet 1,94 m. W międzyczasie pracowała w Polsce, aż w końcu zaczęła trenować w klubie Podlasie Białystok. Stara się o polskie obywatelstwo i ma szansę, już w biało-czerwonych barwach, wystartować w Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu. Do minimum (1,97 m) brakuje jej trzech centymetrów. Gdyby już była Polką, z wynikiem 1,94 m (tyle skoczyła 13 stycznia w Toruniu) zajmowałaby w rankingu World Athletics miejsce dające prawo startu. Obie zawodniczki o tematach sportowych mówią bez problemów. Żodzik podczas mityngu w Łodzi wygrała, choć skoczyła tylko 1,89 m. Stawka nie była jednak silna, bo od kiedy karierę zakończyła Kamila Lićwinko, w Polsce nie ma zawodniczek na europejskim poziomie. - Z takim wynikiem, to nie mam co myśleć o igrzyskach - przyznała. Cimanouskiej wciąż brakuje kilku setnych sekundy do minimum na halowe mistrzostwa świata w Glasgow. Jej rekord życiowy na 60 metrów to 7,21 s. - Złapał mnie wirus i chorowałam przez trzy tygodnie. Przed zawodami miałam może cztery treningi i wystartowałam w Łodzi. Mimo tego byłam blisko rekordu życiowego. To pokazuje, że forma jest. Jednak żeby pojechać na halowe mistrzostwa świata [minimum 7,19 s - przyp. red.], musiałabym pobić rekord życiowy. Jestem już blisko i może uda się urwać te kilka setnych sekundy - mówi Cimanouska. Obie poważnieją, gdy tylko słyszą słowa Białoruś albo Ukraina. Znają się, choć rzadko widują - Cimanouska mieszka w Warszawie, a Żodzik w Białymstoku. Kontaktują się zwykle za pomocą mediów społecznościowych. Gdy pytamy sprinterkę o Białoruś: - O tym nie będę mówiła, bo to jest niebezpieczne dla mojej rodziny. Oni wciąż tam mieszkają - odpowiedziała. - W ogóle nie chcę nic mówić o Białorusi. To naprawdę niebezpieczne. W Polsce czuję się już jak w domu - dodała. Na stronie, która pokazywała na żywo wyniki, przy nazwisku Żodzik była polska flaga. Pytam więc, czy już zapadła decyzja o przyznaniu jej polskiego obywatelstwa. - Nie chcę rozmawiać o Białorusi. Jestem w klubie Podlasie Białystok i dzięki temu mogę startować w zawodach w Polsce - odpowiada wymijająco 27-letnia zawodniczka. Żodzik powiedziała nam, że do Polski przyjechała w 2022 roku. Kiedy chcemy ustalić datę i pytamy, czy było to przed, czy po ataku Rosji na Ukrainę, od razu zastrzega. - Na temat wojny nic nie powiem. Pytamy więc, co spowodowało, że wyjechała z Białorusi? Żodzik: - Przepraszam, ale to też temat, którego nie chcę poruszać. Obie zawodniczki nie chcą, by jedno źle zinterpretowane zdanie na Białorusi (która współpracuje z Rosją) odbiło się na ich bliskich.