Kimia Yousofi urodziła się na uchodźstwie. W Iranie. Tam skończyła liceum i dołączyła do lekkoatletycznej drużyny narodowej Afganistanu. Tyle że władze tego kraju jej nie uznają. Lekkoatletka nie urodziła się jednak w obozie dla uchodźców, a w normalnym domu. Od 2022 roku mieszka w Sydney, gdzie trenuje. Afganka w swojej serii zajęła ostatnie miejsce. Dystans 100 metrów pokonała w czasie 13,42 sek. To jednak nie było ważne, choć spełniła swoje marzenie i wystąpiła w igrzyskach. Zadebiutowała w polskich barwach. Zabrakło jej jednak dobrego wychowania "Edukacja, sport, nasze prawa" Zaraz po biegu zdjęła numer startowy. Odwróciła go i pokazała publiczności. Widniały tam napisy: "edukacja, sport, nasze prawa". Po tym czynie przez wiele minut odpowiadała na pytania dziennikarzy z całego świata. Mówiła przede wszystkim o reżimie talibów, który niszczy jej kraj. Afganistan w igrzyskach w Paryżu ma sześcioro reprezentantów, ale tylko troje jest uznawanych przez reżim. Yousofi oraz dwie inne kobiety, nie są przez talibów traktowane jako ich reprezentanci na igrzyska. 28-latka postanowiła wykorzystać tę imprezę do tego, by przekazać światu, jak w jej kraju traktowane są kobiety. - Jestem człowiekiem. To ja decyduję, co powinnam zrobić, a nie ktoś inny. Po prostu robię to, co uważam za prawdę. Kobiety chcą podstawowych praw: dostępu do edukacji i do sportu. Nikt nie może decydować za innych - mówiła. - To jest mój kraj. To jest moja kultura. I to jest moja flaga - dodała, pokazują palcem na flagę Afganistanu na koszulce startowej. Po chwili dorzuciła jeszcze: - Terroryści przyszli i zabrali moją ziemię. Nikt w Afganistanie nie uznaje tego kraju za rząd. Ja to mogę powiedzieć, ale ludzie, którzy tam żyją, już nie. Jest tak wiele osób z Afgańskiego Komitetu Olimpijskiego, które mi pomagały. Zamierzam reprezentować swoją kulturę tak bardzo, jak tylko się da. Z Paryża - Tomasz Kalemba, Interia Sport