Jakoba Ingebigtsena, podobnie jak i jego braci, "wynalazł" sportowo ich ojciec - Gjert. Rodzinny klan zdominował biegi średniodystansowe, ale synowie z ojcem się poróżnili. Do tego stopnia, że Jakob nie utrzymuje kontaktu. Gjert został trenerem o dwa lata starszego Narve Gilje Nordåsa, który... dość szybko pokazał ambicję pokonania wielkiego mistrza. Choć biegają w tych samych barwach narodowych, nie są kumplami. Nie biegną razem pod jedną taktykę, mało tego - norweska federacja nie wydała akredytacji Gjertowi na mistrzostwa w Budapeszcie, jako trenerowi Nordåsa, bo bała się, że będzie zaczepiał i deprymował swojego syna. Dwa razy to samo. Wielki mistrz znów poległ w finale globalnej imprezy 22-letni Jakob też ma wiele za uszami. Jest pewny siebie, ale często zbyt pewny - w sensie negatywnym. W półfinale biegł gdzieś na końcu stawki, ruszył dopiero na 200 metrów przed metą. Wychodząc z ostatniego łuku biegł po zewnętrznej, był w okolicach piątego miejsca. I nagle zwrócił się w kierunku trybun, zaczął machać ręką, domagając się dopingu. Z łatwością wyprzedził wszystkich rywali, w tym Josha Kerra i cieszył się już przed metą. Zachowanie może i dla kibiców fajne, ale dla rywali - trochę upokarzające. I nie wydawało się, że Jakob może ten finał przegrać, czyli nie zdobyć złota. Nie było na niego mocnych, ale przecież podobnie wyglądała sytuacja rok temu w Euegene. W finale minimalnie przegrał z innym Brytyjczykiem, Jakem Wightmanem. Teraz historia się powtórzyła. Jakob Ingebrigtsen biegł po swoje. Został zaatakowany na łuku przed metą Ingebrigtsen od razu objął prowadzenie, biegł w swoim mocnym tempie. Nordås został daleko z tyłu, ale on też taką ma taktykę - przyspiesza na ostatnim okrążeniu, finiszuje jak sprinter. Na 200 metrów przed metą młodszego z Norwegów zaatakował Josh Kerr, Jakob był tym wyraźnie zaskoczony. Odparł jeszcze ten atak, ale Brytyjczyk nie odpuścił, podjął się kolejnej próby. Marzenia prysły jak bańka mydlana. Pia Skrzyszowska zaryzykowała Na ostatnich metrach był już wyraźnie przed murowanym faworytem, ten słabł w oczach. Powtórzyła się historia sprzed roku, Ingebrigtsen znów dotarł do mety w podobnym czasie, teraz było to 3:29.65, wtedy - 3:29.47. I przegrał z Kerrem o 27 setnych, niemal jak rok temu z Wightmanem. Mało tego, mógł stracić i wicemistrzostwo świata, bo szalonym finiszem popisał się Nordås - do utytułowanego rodaka zabrakło mu trzech setnych. A na mecie Jakob Ingebrigtsen nie ruszył z gratulacjami do Brytyjczyka - przeżywał porażkę. Na chłodno uścisnął mu rękę dobrą minutę później, to Kerr podszedł. Nordås zrobił to od razu, z uśmiechem na ustach. Norwegia zdobyła więc dwa medale, ale chyba nie tak sobie ten bieg wyobrażała.